sobota, 29 marca 2008

medytacje


Księga Rodzaju
"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.
Wtedy Bóg rzekł: "Niechaj się stanie światłość!"
I stała się światłość.
Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją
od ciemności.
I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą."

UPRZEDZAM, ŻE NIE JEST TO INTERPRETACJA TEOLOGICZNA.
JEST TO MÓJ SUBIEKTYWNY ODDŹWIĘK, WYOBRAŻENIE.


29.03.08 r

Stwarza słowem i nazywa to, co stworzył, nadaje temu tytuł.
Bóg stworzył ziemię – jako bezład i pustkowie obleczone w ciemność.
Bóg powiedział dopiero, że światłość jest dobra. Nie powiedział, że dobra jest ciemność lub bezład i pustkowie ziemi. A przecież ciemność też stworzył z nicości.
Na początku więc nie wszystko co Bóg stworzył nazwał dobrym. Nie powiedział też, że ciemność jest dobra, a światłość lepsza. „Nie powiedział też, że ciemność jest zła.” – co uprzytomniła mi jedna z koleżanek( teolog), czytająca tą medytację.


Pokazał więc, że na ziemi można odróżnić dobro od zła poprzez różnicę, kontrast, widać to dalej w całej księdze.. jest to księga „czarno-biała” : raj – wyrzucenie z raju; Abel – Kain. Jest to księga kontrastu, odróżnienia dobra od zła. W każdym razie według mojego subiektywnego mniemania i w podanych tu tych dwóch przykładach.

Człowiek też stwarza w sobie, poprzez wybór wolnej woli, dobro i zło, jedno i drugie może nazwać.

Czy ktoś mógłby stworzyć ciemność, gdyby Bóg jej nie uczynił ?


Bóg też stworzył wszystko w Sobie, bo poza Nim nic istnieć nie może. Dlatego Pismo mówi, że w Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.
Tak jak człowiek jest w drodze – ze światłem i ciemnością w sobie, tak Bóg też do końca świata utrzymuje w sobie światło i ciemność. To znaczy, pozwala istnieć ciemności, cierpieniu, śmierci i uświęca je swoją obecnością.

Lecz obiecał, że kiedyś je z siebie i z nas wyrzuci, i pozostanie tylko światło i dobro. Ciemność zostanie usunięta z Boga i z nas. I stanie się Królestwo Niebieskie. Tak jak mówi Apokalipsa, w Królestwie Baranka, nie będzie już śmierci ani płaczu.

Nierozłączne podobieństwo do Boga Ojca, Stwórcy ciemności, tak bardzo jest widoczne w życiu Jezusa, który przeżywał w sobie ciemność w Ogrodzie Oliwnym; na Krzyżu, gdy wołał „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”przeżył pełnię ludzkiego bólu i osamotnienia.

Dlaczego Bóg od razu nie stworzył bezgrzesznych ludzi w Królestwie Niebieskim ? Bo wtedy musiałyby powstać roboty, marionetki bez wolnej woli. Bez wolnej woli nie moglibyśmy być osobami - nie moglibyśmy być do Niego podobni. Bóg stwarzając ciemność wiedział, że stworzy człowieka i wiedział, że zstąpi Jezus na ziemię. Wiedział, że Jezus będzie podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu. Wiedział, że Jezus będzie przeżywał ciemności wiary na Krzyżu. I nie była to miła ciemność. Lecz Bóg nie dopuszcza zła, jeśli nie może wyciągnąć z niego większego dobra. Ciemność, którą przeżywał Jezus stała się dobra, bo została uświęcona Jego obecnością i posłużyło to cierpienie Jezusa do odkupienia nas. Bóg stwarzając ciemność wiedział, że będzie uświęcona – „błogosławiona noc”, „szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel”. Bóg może więc w sobie nosić uświęconą noc i ciemność.

Wyobrażam sobie, że piekło, które jednocześnie istnieje i nie istnieje. Istnieje tak długo, dopóki ostatni człowiek będzie żył na ziemi i będzie mógł wybrać między dobrem, a złem. Piekło nie może istnieć w Bogu. Więc istnieje w wolnej woli człowieka. Jest więc w wolnej woli człowieka miejsce na nicość – która jest poza Bogiem i poza człowiekiem. Z nicości przychodzą szatani przywracani do istnienia wyborem wolnej woli każdego człowieka.

Bóg jako człowiek – Jezus Chrystus również ma wolną wolę i mógł wybrać zło – kuszenie na pustyni. A jednocześnie nigdy nie zgrzeszył i tak pokazał, że jest Bogiem. Tylko Bóg jest dobry. Z wolnej woli Boga – człowieka, z dopuszczenia Jego woli ( u ludzi wbrew ich woli ) przychodzą szatani lub aniołowie święci. Człowiek nie ma władzy nad swoją wolną wolą, ona jest poza jego wolą, dostępna tylko jest jego wiedzy-to jest rozumowi. Dusza ma rozum i wolną wolę. Wyobrażam sobie, że serce ludzkie równa się dusza, a w nim wolna wola podzielona jak dwie komory serca, w jednej części wolnej woli jest miejsce na Boga, życie, aniołów, świętych, niebo; w drugiej części wolnej woli jest miejsce na szatana, nicość, piekło.

Kiedyś aniołowie też mieli wybór, jedni wybrali nicość, drudzy życie. I jedni przychodzą do nas z nicości, a drudzy z życia w Bogu. Dlatego Jezus mówił, że z serca ludzkiego pochodzą złe myśli. Jedna więc część serca ludzkiego „nie istnieje”. Serca ludzkie znajdują się na granicy między Bogiem, niebem; a nicością, piekłem, szatanem.

Wyobrażam sobie, że serce Jezusa jako człowieka też tak zostało ukształtowane jak ludzkie, z jedną komorą – nicością, z drugą - życiem. Jezus pokonał "szatana w sobie” - w nicość wprowadził życie, zniszczył piekło. Dlatego jest naszym Zbawicielem. Jeśli wpuścimy Jezusa poprzez sakramenty do naszego serca, jeśli oddamy Jezusowi naszą wolną wolę i nasz rozum, to uczyni w nas to samo co uczynił w sobie. Lecz musimy oddawać Jezusowi na modlitwie swoją wolną wolę raz za razem, gdyż Bóg nigdy nam sam z siebie wolnej woli nie odbierze – gdyż wtedy stalibyśmy się z osób, marionetkami.
Bóg nie może zbawić nas bez naszej zgody.

Na początku świata Duch Boży unosił się w ciemności nad bezładem i pustkowiem stworzonej przez siebie ziemi. Bóg wiedział, że to co człowiek ze swojej wolnej woli powoła do życia będzie właśnie takim bezładem, pustkowiem i ciemnością. Dlatego chciał przemienić i uświęcić to, co mógł przemienić i uświęcić w człowieku – jego bezład, pustkowie i ciemność, wszystko z wyjątkiem grzechu – gdyż ten musiał zostać zgładzony, zniszczony, gdyż nie możliwe jest by zło – grzech, istniało w Bogu, który jest dobry. Lecz to co nie jest grzechem lecz jego skutkiem – ciemność, pustkowie, bezład mogło być uświęcone obecnością Bożego Ducha. A nawet śmierć. Bóg mógł to przyjąć w siebie i przemienić w dobro.

Dlatego cierpienie przyjęte i połączone z cierpieniami Jezusa może nas zjednoczyć z Bogiem, przemienić nas w dobrych, podobnych do Boga.

Bóg zanim stworzył człowieka i dał mu wolną wolę już do końca ukochał go i przyjął w siebie skutki jego grzechu – wyboru…, a świat stwarzając wyraził tą bezwarunkową miłość do człowieka poprzez stworzenie ciemności, bezładu i pustkowia.

Bóg najpierw stworzył ciemność, a potem światło, pokazując tym samym, że ukochał nas ponad siebie samego.

poniedziałek, 3 marca 2008

prawie książka

03.03.2008 postanowiłam zacząć pisać książkę,
zakończyłam 30.03.2008

( korzystałam z wcześniejszych moich tekstów i z linku http://pl.wikipedia.org/wiki/Dysonans_poznawczy )


Tytuł: POJEDYŃCZA


Wyszło z tego dłuższe opowiadanie w częściach :)

Spis treści:

Przedrozdział
Półrozdział
Sedno
Dwurozdział
Ciąg dalszy


Przedrozdział

Filipowi zależało na dokonaniu dobrego wyboru. Podjęcie decyzji nie było łatwe ani oczywiste, każdy z wariantów miał swoje plusy i minusy. Założyć rodzinę i spełnić się jako niezastąpiony mąż i mądry ojciec, czy przejść na zawodowe swatanie młodzieży i przysłużyć się dla dobra ukochanego kraju ? Mężczyzna miał poczucie całkowitej swobody w swoim wyborze lecz także świadomość, że decyzja, którą podejmie jest nieodwracalna.

Filip włączył telewizor. Na dwójce prezydent wygłaszał właśnie przemówienie:

Indywidualizm.
Kto by się spodziewał, że ta poniekąd pożądana cecha człowieka, doprowadzi do upadku normy tak dalece, że w XXI wieku każdy sam stanowić będzie dla siebie normę.Jak wiemy z powodu nieskończonej ilości norm, znalezienie rozumiejącego nasz system wartości partnera życiowego graniczy z cudem.Ponieważ fala singli osiągnęła zatrważająco wysoki poziom, nie wystarczą już biura matrymonialne ani internetowe portale randkowe do kojarzenia par.Rząd już od dawna interweniował w ten problem.Nie pomogło wprowadzone do szkół wychowanie seksualne ani specjalny przedmiot w liceach „parowanie”, gdzie odgrywano scenki pomagające w zawiązywaniu relacji między płciami.W 2015 r. państwa krajów europejskich wydały ustawę by kojarzenie par odbywało się co roku w wakacje na specjalnych obozach integracyjnych.Z duma chciałem powiadomić, iż od tego roku, każda panna i kawaler dostanie wezwanie do stawienia się w koszarach obozu kojarzenia par.Mamy nadzieję, iż tegoroczny obóz zaowocuje w przyszłości przyrostem naturalnym, tak byśmy nie pozostali w tyle za naszymi sąsiadami.

Filip czekał na to przemówienie od kilku godzin, od jego pojawienia się na antenie zależało, jak on emerytowany nauczyciel fizyki, spędzi tegoroczne wakacje. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy budowa obozu została już definitywnie zakończona i czy aby nie uda się przesunąć eksperymentu na następny rok. Niestety prezydent przemówił, klamka zapadła.

Hipoteza Filipa potwierdziła się. To był ten rok, w którym powinien zdecydować co robić dalej ze swoim życiem. Teraz już nie miał czego sprawdzać, nie miał po co pytać.


Półrozdział

Od 2000 roku zaobserwowano znaczące zmiany w klimacie. Cały świat z grymasem bólu smakował zrodzonych przez zanieczyszczenie środowiska zgniłych owoców powodzi, pożarów i innych klęsk żywiołowych. Jednakże Bóg nie dopuszcza zła, jeżeli nie może z niego wyprowadzić większego dobra. Wkrótce, zgodnie z Pismem, ostatni stali się pierwszymi.

Nad Afryką zapanował klimat umiarkowany, co pozwoliło na odkrycie dotychczas nie wykorzystanych terenów, skarbów natury. Najbardziej jednak przełomowym wydarzeniem było znalezienie pod wcześniejszymi pustyniami kamieni szlachetnych. Diamenty dały władzę narodom, które przez wiele lat uważano za kraje trzeciego świata. W krótkim czasie czarnoskórzy bogacze zostali prezydentami większości krajów na świecie, uwypuklając wartości związane z wielodzietnymi rodzinami.

Tuż za nimi plasowali się japończycy i chińczycy, u których walka z żywiołami zrodziła solidarność i wolność religijną. Świat stał się globalną wioską, gdzie państwa posiadały różnych kulturowo obywateli. Promowano folklor i uczono się go na historii. W 2012 uczeni wynaleźli bombę ochronną, która wystrzelona uzupełniła braki w atmosferze. Po ustabilizowaniu się klimatu największym zagrożeniem stało się naturalne zamieranie narodów z powodu świadomej bezdzietności. Na świecie powstała kampania wieloletnia nastawiona na promowanie rodziny. Znaczenie poszczególnych państw na międzynarodowej scenie zależało od ich płodności.

Jednakże pokolenie XXI wieku byli to ludzie wychowani na dziesiątkach lat konsumpcjonizmu, chorej ambicji i wybiórczości singlowania. Samotność była to choroba śmiertelna nie tylko dla jednostek kończących samobójstwem lecz przede wszystkim dla społeczeństwa. Zakodowany lęk przed wiązaniem się z drugą osobą powszechnie racjonalizowano pragnieniem samorozwoju i ograniczenia problemów życiowych do minimum.

Każdy rząd, jak matka o zdrowie dziecka, musiał walczyć ze swoimi obywatelami pilnując przyjmowania gorzkiego lekarstwa. Promowanie rodziny, nastawienie na prokreację stało się codziennym tematem w polskich mediach. Najpierw zakazano puszczania w telewizji szkodliwych filmów, pornografię karano więzieniem. Zaczęto dużo mówić o altruizmie, chwalono osoby, które potrafiły troszczyć się o kogoś innego, a nie tylko o siebie i własne sprawy. Karmiono obywateli programami promującymi wierność. Do lamusa odeszły wszelkie romantyczne bzdety. Zakazane było to, co może szkodliwie wpływać na rodzinę i co mogłoby ją rozbić.

Następnie prezydent postanowił co roku nagradzać medalami wielodzietne rodziny, które to wydarzenia głośno komentowano w mediach. W szkole na godzinie wychowawczej nauczyciele stawiali młodzieży za autorytet małżeństwa, które przeżyły w wierności i miłości całe życie. W centrum każdego miasta postawiono pomnik konkretnej wielodzietnej rodziny i nazwano kilka szkół, i ulic nazwiskami godnych naśladowania par. Rząd zaangażowany w te dzieła wprowadził także przywileje dla wielodzietnych rodzin w postaci bonów żywnościowych, darmowych napraw w domu, a także kulturalnych i sportowych imprez na świeżym powietrzu.

Jednakże wszystkie te zabiegi nie przyniosły spodziewanych efektów, społeczeństwo było zbyt chore by w przeciągu kilku lat stanąć na nogi. Prezydent więc ostatecznie zarządził wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu łączącego płeć przeciwną oraz obowiązkowe letnie obozy dla szczególnie beznadziejnych przypadków zatwardziałych singli. Od 2015 roku pod koniec czerwca wojsko i policja chodzili po domach i zabierali wyznaczone osoby w wieku od 21 do 35 lat. Jeśli ktoś unikał obozu był poszukiwany listem gończym, aż do skutku, a jego rodzina była pozbawiona darmowych atrakcji organizowanych dla rodzin singli nie sprawiających problemu.

W kręgu nauczycieli zrodził się nowy zawód, chociaż nadano mu starą nazwę swata. Było to popularne zajęcie lecz mało osób było w tym dobrych. Zdarzało się tak, że ktoś po studiach trzy lata pracował w zawodzie nauczyciela, a potem jako swat. Właściwie każdy nauczyciel miał możliwość wykazania się i wykorzystania swoich pomysłów czy wiedzy, którą zgromadził w pracy z młodzieżą. Połączenie stu par było nagradzane medalem wręczanym przez prezydenta. Po tysiącu skojarzonych parach można było przestać pracować i odejść na wcześniejszą emeryturę, dostając do końca życia pieniądze od rządu za przysługi wyświadczone społeczeństwu. Co roku najlepszych czterech emerytowanych swatów jechało na obóz dla singli.

Obóz w Polsce był prosty w porównaniu z obozami w innych krajach. Miejsce dla swatów stanowił budynek, który z zewnątrz przypominał skałkę w górach Stołowych. Architektura XXI wieku stanowczo poszła w kierunku naturalistycznym, najpierw dywany robiono w kształtach i wzorach kamieni, potem powstały całe osiedla przypominające górskie widoki.

Od środka budynku jak w weneckim lustrze można było widzieć wszystko co znajdowało się na zewnątrz, miało się wtedy wrażenie, że budynek nie ma ścian, podłogi czy sufitu. Na szczęście nie były to wieżowce czy drapacze chmur. Na dachu było lądowisko dla helikopterów, którymi zlatywali się swaci.

U podnóża góry rozciągała się dolina w kolorze szachownicy. Stanowiły ją sale dla singli, z białymi dachami dla kobiet i czarnymi dla mężczyzn. Uczestników z zawiązanymi oczami dowożono specjalnym metrem wybudowanym pod polską pustynią. Potem sześćdziesiąt cztery osoby dzielono na czterech swatów, którzy rozwozili ich do sal specjalnymi busami i dopiero wtedy zdejmowali im opaski z oczu.

Każdy pokój o wielkości sali gimnastycznej umożliwiał relaks, swobodne poruszanie się, a nawet możliwość pobiegania. Był urządzony jak mały apartament, z wizualizacją dużych przestrzeni, naturalnymi widokami i komfortem. Osoby nie były podglądane czy filmowane, zachowano szacunek dla ich prywatności. Jedyną niedogodnością było odcięcie od wiadomości i świata zewnętrznego. Sale nierozłącznie były scalone ze sobą jak pola szachownicy, pod kontrolą alarmów i czujników monitorujących stan życiowy uczestników i zawartość tlenu w powietrzu. Dachy sal zrobiono ze specjalnego szkła odpornego na zniszczenie.

Swaci codziennie przemieszczali się busikami po szachowej dolinie.Przez wejście w dachu schodzili na rozmowy z podopiecznymi i dostarczali im żywność.Przylot Filipa i jego trzech towarzyszy odbył się zgodnie z planem, na tyle wcześnie, by mogli podzielić się kartotekami singli i się z nimi zapoznać. W kartach uczestników umieszczono dane z drzewa genealogicznego ich rodzin, badania psychiatrów i psychologów, lekarzy ogólnych, jak także ankiety wypełnione przez uczestników na różne tematy. Filip miał fotograficzną pamięć, zwłaszcza do twarzy, łatwo zapamiętywał fakty i błyskawicznie przeprowadzał ich analizę.Lecz z doświadczenia wiedział, że będzie miał do czynienia z osobami dalekimi od ideału.

Poddawał podopiecznych różnym ćwiczeniom by rozpoznać, który element ich osobowości jest bardziej podatny na zmianę: zachowanie czy myślenie, postawa.

Jeśli wykrył słabość poglądów stosował zasadę słabej kary, by wyćwiczyć potrzebne zachowania. Gdy któraś z kobiet nie chciała zakończyć rozmowy z płcią przeciwną w wyznaczonym czasie, odbierano jej możliwość samodzielnego gaszenia nocnej lampki i wyłączano ją odgórnie, od godziny ciszy nocnej. Kiedy wszystkie uczestniczki stały się zdyscyplinowane, wycofano tą słabą karę. Ponieważ żadna z uczestniczek nie mogła uzasadnić swojego zachowania tym, że boi się kary, więc swoje zdyscyplinowanie musiała uzasadnić sama przed sobą - zmieniała swój pogląd i myślenie tak, by pasowało do czynów, których nie robiła. Do końca w obozie panował wzorowy porządek, gdyż wcześniej krnąbrne uczestniczki same doszły do przekonania, że ich zachowanie było niepoważne. A słaba kara zastosowana na początku odniosła długotrwały skutek.


Sedno

Ponieważ wszystkie uczestniczki były religijne, Filip poprosił je by ułożyły wspólną modlitwę, w której każda z nich będzie mogła siebie wyrazić.

"Dziękuję Ci, że wciąż jestem tą samą osobą od tylu lat. Choć moje prośby się zmieniły nie zmieniło się jedno – ten sam sposób modlitwy, to liczenie na Ciebie, zaufanie Tobie, oparcie na Tobie. Dziękuję, że jestem jedno jak rzeka, która choć się zmienia jest wciąż rzeką, dążącą do Oceanu Twojej Miłości. Jestem pojedyńcza jak słońce, wiatr, deszcz choć składam się z wielu kropli, a każda jest inna. W każdej z nich jestem sobą. Choć zmieniają się krople w rzece, choć w jednym miejscu będzie prąd, w drugim muł, wciąż jestem rzeką i nie ma w tym sprzeczności, wciąż jestem górą, lasem, jeziorem, morzem. Jestem pojedyńcza na Twoje podobieństwo, bo Ty też jesteś Jeden choć w Trzech Osobach. Ja jestem jedna, w piętnastu osobowościach. Pojedyńcza, unikatowa. Wszystko jest stworzone na Twój obraz, wszystko jest jedne, nic nie zastąpi wiatru, deszczu, rzeki, morza, lasu, gór, jaskiń, słońca, mnie. Kocham Cię Boże w Trójcy Jedyny. W ziemskim krajobrazie pozwalasz nam łączyć się, jak śnieg tulący się do gałęzi drzew, jak wiatr rzeźbiący fale morza, tak jesteśmy wobec siebie na tej ziemi. Jednak samotni wobec siebie nawzajem i nie zrozumiani. Tylko w Tobie Jezu znajdujemy podobieństwo. Bo z Twoich myśli wychodzi wszystko co istnieje. Ty to utkałeś, znasz i rozumiesz. Do Ciebie wrócimy na wieki, na miejsce, które nam przygotowałeś w swoim sercu. Jakże moglibyśmy czuć się samotni widząc w Twoich myślach swoje odbicie ? Bliźniacze serce Jezusa odbijające każdą kroplę rzeki, każdy płatek śniegu, przyjmujące mnie, oczyszczające, uświęcające. Każda moja cząstka należy do Ciebie, jest w Twoim kochającym Sercu zanurzona, przebaczona, odkupiona Twoją krwią Jezu."

Odniesienie do Wszechmogącego było konieczne, aby nie zostawiać uczestniczek samym sobie ze swoimi problemami, lecz aby je otworzyć na przemianę wewnętrzną, zmianę zatwardziałych poglądów i otwarcie na wolę Bożą: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się…”


Dwurozdział

Po zakończonym obozie Filip napisał raport, w którym opisał wspomnienia podopiecznych, według metody samopoznania, która mówi:
„Zobacz, co pamiętasz, a poznasz jakie masz przekonania.”

Z raportu Filipa

Zgodnie z Ustawą nr I Komisji Państw Europejskich o tajnych badaniach związanych z prokreacją, przedstawiam co następuje:

Jedenaście, z szesnastu powierzonych mi uczestniczek obozu nie nawiązały trwałych relacji z płcią przeciwną. Przerośnięta samoświadomość przeszkadza im w osiągnięciu homeostazy.


b1

Z rozmów:

„Nie wiem dlaczego zawsze starałam się znaleźć jakieś ideologię, wytłumaczenie, racjonalizację, coś co da mi się przystosować do tego świata. Nie wiem czy szukanie przystosowania do świata ma jakiś sens, dlatego, że jest to pewien rodzaj grania jakichś ról, które mają pomóc stać się normalnymi, czyli wartościowymi osobami, akceptowanymi, które mają coś do dania, których egzystencja ma jakiś wymierny sens.

Jednak podświadomie czułam, że nie jest to mi potrzebne – udowadnianie komukolwiek, że moja egzystencja ma wartość, przez to, że jestem kimś podobnym do nich, do tych wszystkich matek, które umieją gotować zupki, do tych wszystkich kobiet, które wiedzą jaki numer buta nosi ich mężczyzna.

Myślę, że czułam się zawsze, nie tyle dzieckiem, co istotą ciągle na tym samym poziomie rozwoju, tak jakby wiedziałam, że nie mogę stać się kimś innym niż jestem, właściwie od dziecka miałam zawsze taki sam charakter, zawsze byłam tą samą osobą, ale tego nie umiałam wyrazić, wiedziałam, że nie zmienią tego żadne umiejętności. Był to jakiś sposób przeżywania samej siebie, nawet gdy robiłam naleśniki czy cokolwiek to wkładałam w to całą swoją osobę, nie chodzi o zaangażowanie tylko chodzi o przeżywanie tej czynności, ja wyrażałam się w tym co robiłam i wiedziałam, że to jestem ja i że nikt inny by tego nie zrobił w ten sam sposób, nawet gdy bawiłam się kiedyś jak byłam dzieckiem, to wiedziałam, że nikt inny by w ten sposób się nie umiał bawić, nie umiałby w ten sposób patrzeć na rośliny, na zwierzęta, była to specyficzna forma ale było to coś tak bardzo osobistego.

Wiedziałam po prostu, że nie szukam zrozumienia ale też jednocześnie chcę je znaleźć. Wiedziałam, że nie jestem w stanie się zmienić, już od dziecka to wiedziałam, wiedziałam tylko, że jestem w stanie się przystosować, nauczyć się grać kogoś innego, po to żeby inni ludzie nie wybałuszali oczu na mój widok, nie dziwili się mojej inności, chociaż zawsze miałam świadomość tej inności. To była świadomość głęboka, towarzyszyła mi ona od dziecka. Patrząc na wszystko co się działo dookoła , wiedziałam, że to co ja przeżywam – nikt inny by tego tak nie przeżył, nikt z otaczających mnie ludzi. Może to było poczucie jakiejś wyjątkowości i tego, że nikt kogo spotkałam do tej pory nie potrafił w taki sposób patrzeć.

Kiedyś oczywiście jeszcze nie miałam rozwiniętego sposobu myślenia, dopiero to się rozwinęło poprzez kontakt z innymi ludźmi, którzy nauczyli mnie mówić, otwierać się, kiedyś nie widziałam siebie, nie umiałam siebie tak obserwować, nie wiedziałam co z czego wynika i dlaczego, nie umiałam też mówić za bardzo o swoich uczuciach, o swojej inności, o swojej wizji, o spostrzeganiu świata ale już jak zaczynałam się dzielić na grupkach dzielenia widziałam, że moje dzielenia odbiegają od grupy. Nie chodziło mi o to, że jestem lepsza od innych, chodziło mi po prostu o to, że mam świadomość swojej odrębności, tego, że nie ma drugiego człowieka, który w ten sam sposób by patrzył na rzeczywistość, który w ten sam sposób by przeżywał tą rzeczywistość.

Ja wiedziałam dlaczego robię pewne rzeczy, od pewnego momentu swego istnienia, wiedziałam, dlaczego szukam racjonalizacji, znałam wszystkie przyczyny swojego działania, a jednocześnie wiedziałam, że nie umiem zmienić swojego sposobu bycia. Rozumiałam siebie, rozumiałam dlaczego coś robię, rozumiałam przyczyny, starałam się też rozumieć innych ludzi, ale nie zawsze miałam pełne informacje na ich temat aby ich zrozumieć.

A często było tak, że ludzie nie chcieli mi podawać informacji dotyczących siebie, dlatego, że bali się tego, że za każdym razem, kiedy oni mi podają nową informację, ja wyciągam wnioski, tak jakby całokształt buduję od razu na podstawie tych informacji, które znam. To było coś takiego, co zawsze też robiłam ze sobą, ze swoim wnętrzem, gdy dowiadywałam się jakiejś nowej informacji, to starałam się ją przystosować do siebie, tak żeby ona wtapiała się w moją wewnętrzną osobowość, żeby nie kolidowała z tym co było wcześniej – podobno jest to cecha introwertyków – przyswajanie wszystkiego do wewnątrz, tego co jest na zewnątrz.

Tak też robiłam z innymi ludźmi. Każdą informację, którą otrzymywałam od nich, starałam się przyswoić do całościowego ich obrazu i za każdym razem ten obraz się zmieniał.

Może najgorszy był moment był gdy następowało pewne znużenie, znudzenie danym człowiekiem, kiedy chciałam żeby już obraz jego był wypełniony, całościowy, jakby nudziło mi się układanie puzzli odnośnie tego człowieka, tak samo jak czasami nudziło mnie zajmowanie się mną samą, wolałam się zająć kimś innym. Takie znudzenie tak jakby materiałem, odkrywaniem jakiegoś człowieka, przedmiotu czy czegokolwiek i potem jakieś takie, chęć oderwania się od tego.

Wiedziałam, że moje szaleństwo jest tak nudne czasami może dla innych. Tak nudne, że wychodziło jak jakaś sterta bzdur, szaleństwo, które jest bzdurą, o którym nie warto mówić, o którym nie warto myśleć, pewna wizja, która nie mogła być wykorzystana przez nikogo. Nikt nie mógł wykorzystać mnie ani mojej wizji, nikt nie mógł mieć ze mnie żadnej korzyści, bo za każdym razem miałam obraz tego człowieka inny.

Za każdym razem, gdy dostarczał mi jakąś inną informację o sobie lub kiedy ja wyobrażałam sobie coś na jego temat, starałam się znaleźć rozwiązania, które pasują do jego osoby, gdy nie miałam wszystkich informacji. I powstawała w ten sposób osoba nierzeczywista, właściwie mój obraz osób był nierzeczywisty.

Zastanawiałam się co mogę zrobić, żeby się przystosować do tych ludzi, żeby stać się jedną z nich. Wydawało mi się, że kiedy osiągnę ich szacunek to będę szczęśliwa.

Są to pytania, które ludzie sobie zadają ciągle, tak mi się wydaje i dlatego też tak bardzo szukają czegoś co by mogło dać im to poczucie bezpieczeństwa. To budowanie tak zwanych ludzkich oparć, że ludzie zdobywają wykształcenie, pracę dobrą, ładnie się ubierają kobiety, nie robią tego dla siebie, dla własnej potrzeby, chociaż niektóre też…ale ja na przykład nie robię tego dla siebie, robię to dlatego, że tego wymaga kanon społeczny. Gdybym była murzynką to pewnie bym chodziła w samej trawce na biodrach, żeby pasować do reszty społeczeństwa.

I nie wiem co dalej tak naprawdę…nie mogę sobie powiedzieć, że od dzisiaj uczę się gotować, od dzisiaj wychodzę w świat, zacznę chodzić w krótkich spódniczkach, nosić paznokcie pomalowane itd., bo to co ja robię to jest tylko takie minimum dostosowania się, na które naprawdę wydałam kawałek siebie, żeby się dostosować i nie jest to coś naturalnego we mnie. Naturalne we mnie jest siedzenie w kącie i chrzanienie (za przeproszeniem ) głupot. I robienie sobie różnych teorii, kombinowanie teorii, świat teorii to jest mój świat.

Kiedyś uznawałam, że to jest dobre, bo tak mi ludzie mówili, że to jest dobre, a teraz widzę, że dobre jest coś innego i że nie potrzebuję czegoś innego – gdybym potrzebowała to bym poszła. Bo człowiek kiedy jest głodny to idzie bierze sobie chleb, kiedy jest brudny to idzie się myje, kiedy potrzebuje się pomodlić to się modli i nie trzeba go do tego zmuszać. Kiedy ja potrzebuję przyjaciół to szukam kogoś w Internecie, na chacie i rozmawiam z tą osobą. Kiedy potrzebuję faceta, to sobie znajduję faceta. A kiedy widzę, że coś jest mi niepotrzebne, że coś nie jest dla mnie wartością, to wtedy to tracę, wtedy z tego rezygnuję. Dlatego, że nie jest to zintegrowane ze mną, z moim wewnętrznym ja, nie stanowi to o mojej wartości.

I to jest zadziwiające, że dopiero wtedy kiedy coś tracę, to sobie uświadamiam, że to nie stanowiło o mojej wartości, że to nie był ten pokarm, że to nie był ten napój, że to nie był ten sen czy coś co jest mi niezbędne do życia. Tak jakby te wszystkie zbędne rzeczy odpadają. np. ludzie, mężczyzna, związek, dziecko, mąż. To wszystko okazuje się być zbędne, nawet przyjaciele czy znajomi, wszystko to okazuje się być zbędne. Niezbędne jest jedzenie, picie, spanie, ubranie, czasem dom, praca. To są te niezbędne rzeczy, bez których nie mogę żyć. Często nie mogę żyć bez TV, bez czekolady, może bez zwierząt w pokoju moim, bez tego nie mogę żyć. To nie znaczy, że jak to stracę to nie będę mogła już żyć dalej ale to znaczy, że jest to pierwszą rzeczą, której będę poszukiwać jak to stracę.

Nie znaczy to, że nie mogę żyć bez pokarmu ale będzie to pierwsza rzecz, której będę szukać, gdy tego nie będę miała. Tak samo z pracą, ze snem, z pieniędzmi. Okazuje się, że tylko to czego szukam – jeśli to utracę – jest tak naprawdę mi niezbędne ! Okazuje się, że to, że utraciłam te wszystkie praktyki – to wcale nie było mi niezbędne do życia, nie szukałam tego, nie było to dla mnie priorytetem, okazuje się. Ale całkiem coś innego-czekolada, nagrywanie swoich słów, wynajdywanie różnych teorii, prowokowanie ludzi do myślenia.

I to jest tak, że ja nie umiem tego wytłumaczyć innym ludziom, ja po prostu nie umiem im czasem wytłumaczyć, nie umiem im czasem zaufać na tyle by pokazać im swoją prawdziwą twarz..”


W lustrze:

„W czasie rozmowy była strasznie otwarta, w ogóle mówiła o sobie wszystko różnym ludziom, to było trochę takie nienormalne, wprawdzie miała temperament też nerwowiec, więc cechy się jakby pokrywały ale ogólnie to miała osobowość ciężką, miała zmienne nastroje, ulegała emocjom, była niestała w uczuciach. Dawała sprzeczne informacje ludziom do wiadomości, także oni się po prostu gubili, mieli taką huśtawkę i chaos, i nie dawali rady jak czytali różne rzeczy, które im pisała, bo najczęściej pisała jak miała nastrój kilkadziesiąt smsów, zapychała skrzynkę tym mężczyznom albo wydzwaniała do nich, godzinami z nimi gadała czasami, nie wiedziała co jest normą, a co nie, nie wiedziała co wypada, a co nie, jak ma się zachować, nie czuła żadnego skrępowania, od razu opowiadała całe swoje życie, była naiwna maksymalnie, dzwoniła o różnych porach dnia i nocy z głupimi problemami albo raz mówiła, że kogoś kocha, a za 5 minut, że się z nim rozstaje. Byle zobaczyła jakąś drobnostkę bez składu i ładu gdzieś, była tak porypana, że nawet jakby ktoś chciał to nie mógł się z nią związać, bo z nią było jak z chorągiewką, nikt nie wiedział co za chwilę jej odwali, czy będzie miała dobry nastrój, czy nie zerwie, czy jutro jej kocham będzie znaczyło to samo co dzisiaj.”


d1

W lustrze:

„Była bardzo samotna, kiedyś w dzieciństwie lubiła bawić się sama, rozwinięta wyobraźnia, lalkę kazała powiesić na drzewie, rower zostawiła w polu, nie umiała się przywiązać do nikogo i do niczego, ponieważ nie było w niej siły przywiązania, ponieważ bardzo często się przeprowadzała w różne miejsca, jeździła po całym świecie i właściwie nigdzie nie miała przyjaciół, miała może z jedną lub ze dwie przyjaciółki, a tak naprawdę to ludzie przychodzili i odchodzili w jej życiu i nie umiała nawiązać kontaktu, a wszystkie kontakty, które miała to ona kasowała, poznawała ludzi i ich wykasowywała – i to właściwie był cały ciąg jej życia. Nie umiała się z nikim zaprzyjaźnić i być z nim dłużej, ponieważ wszystkich ludzi wykasowywała, poznawała i wykasowywała, to był jej sposób życia po prostu. Była introwertyczką, zyskiwała prace, traciła pracę, to był jej cały świat. Nie umiała nawiązać stałej relacji i w niej wytrwać. Taka właśnie żyła i to było dla niej po prostu straszne. Osobowość infantylna, nie chciała rozmawiać z ludźmi, wolała bawić się w wymyślone gry.”


f1

Z rozmów:

„Ludzka pstrokacizna, a w niej biało-czarny Bóg-Człowiek-światło, krew, chleb, czystość, prostota. Ludzie dążący do świętości noszą jednokolorowy strój biały, czarny, brązowy. Słońce, niebo, morze ma jeden kolor, a taki niewyczerpany w odcieniach.Kiedy będę miała tylko Boga, który jest niewidoczny, pod postacią Chleba i siebie, i nikogo więcej, na nikogo więcej nie będę mogła liczyć, Po prostu na Boga tylko będę mogła liczyć i tylko na siebie. I tylko Bóg poda mi przez kogoś, przez obcego człowieka szklankę herbaty, podetrze mi tyłek. I co wtedy ?”


W lustrze:

„Była bardzo religijna, zakochana w Bogu, czytała tylko książki religijne, przez wiele lat była we wspólnocie, kochała książki, duchowość, uważała, że może żyć dla Pana Boga, że do końca życia może żyć we wspólnocie, z siostrami, w zgromadzeniu, uważała, że musi się poświęcać, śpiewała w chórze, opiekowała się osobami chorymi staruszkami, chciała służyć Bogu i ludziom. Miała kierowników duchownych, była na różnych formacjach zamkniętych, pokonywała siebie – sprzątała pomieszczenia z pająków, śpiewała publicznie w chórze. Po wyjściu ze zgromadzenia szukała katolika praktykującego, bliskości, seksu po ślubie.”

Filip widział w tych wspomnieniach starą zasadę psychologiczną „Chcesz aby ktoś cię lubił, to spraw aby coś dla ciebie zrobił.” Gdyż jeśli osobie nie lubianej wyświadczamy z własnej woli jakąś przysługę, to dodajemy do niej także swoją sympatię, aby nie wyjść w swoich oczach na głupca, który robi przysługi nie lubianym przez siebie osobom. Więc podopieczna robiąc coś czego nie lubiła, dla osób, których nie lubiła, musiała w końcu sama siebie przekonać, że ich lubi, i że to co robi ma sens.


h1

Z rozmów:

„I to jest chyba właśnie to, że szukam ludzi, którzy mnie zrozumieją. np. moja mama, moja siostra, one mnie rozumieją, tak mi się wydaje, w każdym razie mniej więcej rozumieją mój świat, który jest inny od ich świata. Rozumieją mniej więcej moje potrzeby, które są inne od ich potrzeb. I wcale to nie oznacza, że muszą być ze mną 24 godziny na dobę, wystarczy, że mnie rozumieją i to jest taka więź, która jest głębsza i która dba o pewne rzeczy, które są niezbędne np. o jedzenie, o picie.

Zawsze mi się wydawało, że miłość to polega na tym, by wyrażać te uczucia, emocje, przytulanie itd., takie duperelki, mówienie kocham Cię itd., ale nie, bo jak człowiek jest głodny to kocham nie wystarczy ! wtedy to jest puste słowo.

Więc myślę, że matka, która daje dziecku pokarm, picie, jedzenie, też czułość ale nie przede wszystkim. Przede wszystkim jedzenie i picie, daje mu możliwość wyspania się, możliwość bezpieczeństwa, daje mu to co jest mu naprawdę najbardziej potrzebne. I też możliwość wyrażenia siebie poprzez krzyk i też przez akceptowanie tego, ze to dziecko właśnie tak wyraża siebie – inaczej niż człowiek dorosły. To jest dla mnie właśnie wielkość Matki, która jest w stanie uznać odrębność innej istoty ludzkiej. Jego właściwe potrzeby, nie iluzoryczne! I chciałabym być taką matką kiedyś, jeśli będę w ogóle. Chociaż dla mnie – decydowanie o losie innego człowieka…nie wyobrażam sobie…wolałabym żeby to była raczej służba…raczej takie karmienie, pojenie, dbanie o bezpieczeństwo tego człowieka, służba temu człowiekowi małemu, niż władza nad tym człowiekiem, żeby go uczyć myślenia czy życia. Bo ja wiem, że każdy człowiek jest odrębny. Ale nie wiem czy wystarczyłoby mi takiej odpowiedzialności i takiej siły, żeby po prostu takiemu człowiekowi małemu służyć w sensie zaradności. Nie wiem czy by mi starczyło zaradności. Bo czasem wydaje mi się, że ja sama sobie samej nie jestem w stanie zapewnić tych podstawowych rzeczy jak jedzenia, picia, spania, że ja sama muszę się kontrolować żeby troszczyć się o swoje własne ciało, psychikę. To jest trudne.”


W lustrze:

„Nie czuła w sobie instynktu macierzyńskiego, bardzo się bała wszystkiego związanego z odpowiedzialnością jakąkolwiek. Zawsze ktoś ją wyręczał w jej życiu, zawsze ktoś umiał w jej życiu coś lepiej od niej i ona nie rozwinęła w sobie takich podstawowych rzeczy, jak np. nie miała umiejętności do bycia matką ani gotowania, ani załatwienia jakichś dokumentów czy czegoś. Nie umiała zajmować się dziećmi, wolała rozmawiać z dorosłymi ludźmi – z którymi miałaby coś do powiedzenia. Krzyczała, by ją zostawiono w spokoju. Nie czuła się zdolna do rodzenia dzieci. Nie umiała pogodzić w sobie tylu obowiązków, szpital, żłóbek, opiekunka, przedszkole, szkoła, choroby, ubrania, jedzenie, wywiadówki, rozmowy. Bała się porodu, bała się odpowiedzialności.”


a2

W lustrze:

„Była to słaba uczennica, nigdy się nie wyróżniała niczym, nie miała żadnych uzdolnień większych, taka cicha myszka, świadectwo maturalne bardzo słabe i ukryty kompleks związany z wykształceniem…nie lubiła strasznie przełożonych, nie lubiła ludzi z wyższym wykształceniem, nie lubiła szkoły…śniły się jej koszmary związane ze szkołą. Wszyscy bliscy musieli się o nią troszczyć. Jej główne doświadczenie zawodowe to była praca z mamą. Ta kobieta była typowym nieudacznikiem życiowym. Była beznadziejna, nie miała żadnej wiedzy, nie mogła porozmawiać na żaden temat, bo nie miała żadnej wiedzy, miała strasznie słabą pamięć. Zapominała wszystkiego czego się nauczyła, była biedna.”

Filip miał świadomość, że obniżenie samooceny podwyższa skłonność do łamania zasad, gdyż zachowanie moralne u osoby niemoralnej jest dysonansem. Ta podopieczna dobrze się czuła ze swoją niską samooceną, gdyż usprawiedliwiało to jej lenistwo.


c2

Z rozmów:

„Myślę, że mężczyzna jest mi potrzebny, to znaczy lubię czasami czuć jego dotyk, czuć się jak w bajce, czuć te emocje, ale czasem jest to dla mnie zwykłym ćwiczeniem fizycznym, które wcale nie wyraża zjednoczenia., które jest szukaniem przyjemności i daleko mu do zrozumienia. Nigdy nie miałam zjednoczenia ze zrozumieniem.

Wczoraj naprawdę wariowałam w dniu 31 urodzin. Myślę, że jest jakieś powiązanie między stereotypem ważnych i uznanych ogólnie za ważne dni np. sylwestra, urodzin, imienin, walentynek, a uczuciami, jakie się rodzą w nas w te święta. Wymogi społeczne narzucają na jednostkę pewne rytuały, których nie odprawienie kończy się chandrą lub załamaniem nerwowym. Dlatego NIE LEKCEWAŻ STEREOTYPU dla swojego własnego dobra psychicznego. Staraj się w tych dniach dopasować do odgórnie narzuconych Ci przez społeczeństwo zachowań…jeśli tego nie zrobisz poniesiesz emocjonalną karę. Wprawdzie jest to jak tresura lecz tak działają już pokolenia.

Drugą rzeczą jest przymus wewnętrzny, który odzywa się w nas zawsze wtedy, gdy coś dobrego uda nam się zrobić – do zakomunikowania tego światu. Zobaczcie wszyscy – udało mi się. Niechęć do dyskrecji czasem może nawet iść w drugą stronę – wyjawiania nie tylko swoich dokonań i zalet ale też swoich wad…wtedy może być jeszcze bardziej szkodliwa…

Wyrzucanie z siebie swoich myśli bez powodu jest niemile widziane, nawet już w internetowym – anonimowym świecie i nazywane spamowaniem.Jeśli ktoś ma potrzebę wyrażania swoich myśli musi założyć bloga. No i poinformować wszystkich o jego istnieniu. Dyskrecja przestała być w modzie już dawno. Szerzy się samochwalstwo, próżność, gadulstwo.Stereotyp jest taki – jeśli nikt Cię nie słucha tzn że nie istniejesz. Dla nieśmiałych ludzi to szczególnie jest bolesne.”


W lustrze:

„Zachwycała się mężczyznami, po prostu, ich osobowościami. Lubiła kolekcjonować mężczyzn, poznawać ich osobowości badać. Była związana z psychologią, to była osoba, która miała kontakt z psychiatrą, z psychologiem, analizować, wyciągać wnioski, typowa osoba, która podchodziła do świata badawczo, ona nie umiała się zaangażować uczuciowo, ona po prostu badała, podchodziła do wszystkich jak do przypadku odrębnego i zachwycała się tym jakby oglądała obrazy, analizowała swoją psychikę i psychikę innych i patrzyła pod względem psychologicznym na świat. Miała na wszystko gotową odpowiedź, oczywiście wszystkie mechanizmy obronne znała itd. I po prostu była taka analizująca. Tylko to miała – swoją widzę psychiczną, wiedziała, że nie ma idealnych ludzi i nie umiała się zakochać, bo znała wszystkich wady i zalety, uwarunkowania i zawsze pytała ludzi w rozmowie jakie miał rodzeństwo, a jeśli młodsze to znaczy, że odpowiedzialny, jeśli starsze tzn że jest rozpieszczonym bachorem. Kierowała się schematami myślowymi i stereotypami. Zawsze zwraca uwagę na temperamenty – czy choleryk czy flegmatyk. W każdym temperamencie widziała różne wady. Szukała kogoś podobnego do siebie w sensie temperamentalnym ale właściwie nikogo takiego nie umiała znaleźć, bo nie spotkała w swoim życiu nikogo, kto by tak podchodził do ludzi i do świata.”

Filip wiedział, że niemoralne czyny wywołują silny niepokój, bo sugerują, że przekonanie, że jest się dobrą osobą to złudzenie. Podopieczna zaś bawiła się mężczyznami i ich uczuciami.
Jeśli ofiara jest zła i zasłużyła na krzywdy poczucie dysonansu łagodnieje, więc kobieta przypisywała ofierze złe cechy, które nakazywały jej niezwłoczne porzucenie partnera. W ten sposób nigdy nie mogła utrzymać stałego związku, a jednocześnie nie widziała w tym swojej winy, lecz winę mężczyzny.


e2

W lustrze:

„To była strasznie próżna materialistka, która myślała tylko o tym by znaleźć faceta, bogatego, z mieszkaniem, który będzie dawał jej kwiaty, który będzie o nią zabiegał. Który będzie spełniał wszystkie jej zachcianki, który będzie 24 godz na dobę do jej dyspozycji. Chciała mieć zapewniony dobry byt, romantycznego męża, chciała mieć to wszystko by się chwalić przed innymi. Właściwie wszystkie relacje, które zawiązywała tylko po to aby się nimi chwalić. I właściwie musiał mieć wszystko w tej relacji, chciała żeby facet wyglądał dobrze, żeby pasował do niej, żeby dobrze wyglądała z nim na spacerze. Traktowała mężczyzn jak towar, do pokazania się. Wszystko co było związane z tym facetem używała do chwalenia się, po pewnym czasie po prostu faceci wymiękali, bo nie byli w stanie być w cieniu, być towarem, którym ona się chwali przed innymi jak nową sukienką”.


g2

Z rozmów:

„Daleko za jasnym morzem na horyzoncie myśli wśród słonecznych zórz istniała ciepła kraina myśli, w których tak trudno stać się sobą, wszystkie słowa i zdarzenia nie łączyły się w jedną całość ale chaotycznie rozmijały się, nie dały ująć, bo były tylko złudzeniem. Swaci jak czarownice na łysą górę się zlatywali helikopterami, by potem rozgrywać na szachownicy życiami ludzkich ofiar.

Trudno jest napisać coś co ma sens, do tego potrzeba cierpliwości, skierować swoją myśl w jednym kierunku na jakiś obraz, pomysł, analogię, wychwycić z tego samo sedno i stworzyć dzieło, które ktoś przeczyta to jest coś bardzo trudnego. Ale z drugiej strony miałam wrażenie, że ja po prostu potrzebuję tworzenia. Że to jest jedyna rzecz, która może mnie w jakiś sposób zaspokoić, wyrażanie swoich myśli, wyrażanie swoich uczuć. Nie odpowiedzialność ale wyrażanie siebie. Nie wychowywanie dzieci, nie gotowanie obiadków, nie uprawianie nawet seksu ale wyrażanie swojej duszy, tych zakamarków, tych powiązań, tego co jest proste.

Chciałam napisać książkę ale zawsze kończyłam na pierwszym rozdziale przeważnie, różne książki, bo miałam pomysły ale nie miałam pomysłu na kolejne rozdziały tylko na pierwszy. Po prostu miałam jakiś pomysł, którego nie umiałam rozwinąć, to były takie iskry.

Więc potem pomyślałam, że będę pisać wiersze, ale to też zależało od nasilenia emocji, bo wiersze to takie ładunki silne emocjonalne, które domagają się ujścia z mojej głowy i same tak jakby szukają słów, żeby to ujście znaleźć.

Też mam świadomość, że mało jest osób, które lubią słuchać monologów, tym bardziej jeśli ten monolog jest o innej osobie, jeśli nie jest o nas samych. Można powiedzieć, że jest trochę ludzi, spotkałam na forum ludzi, którzy wydaje się, że mówią sami do siebie, że mówią do ściany, że jest taka potrzeba dialogu z samym sobą, może też kreowania różnych fantastycznych światów, uciekania w te światy. Być może to należy do domeny introwertyków albo twórców po prostu.

Chciałam przetrwać ale też chciałam odnaleźć Boga. Chciałam wiedzieć, że gdzieś po drugiej stronie tego życia, które może być dwudziestoma latami leżenia bez mycia się, bez wychodzenia z domu, że po tych dwudziestu latach można nagle otworzyć oczy i zobaczyć Boga, i wiedzieć że te wszystkie myśli, które się wyraziło, one po prostu były formą kochania samego siebie – że to jest też forma powołania.

I często jest tak, że ktoś szuka swojego sposobu, bycia, życia, wyrażenia się, niektórzy się wyrażają przez malarstwo, niektórzy się wyrażają przez pracę, niektórzy się wyrażają przez różne odpowiedzialności. Gdybym stworzyła świat fantazji, nadała mu bohaterów, jakąś fabułę, scenerię, wyciągnęła kilka mądrych wniosków, to by było o wiele ciekawsze od monologu prawda ? Ale po co komplikować to, co i tak dla wielu jest niezrozumiałe.

Dużo osób pisze blogi, też jako formę terapii…ale myślę, że tak naprawdę ja też potrzebuję aby każda moja myśl była doceniona. Nie chcę aby ludzie docenili we mnie to, że urodziłam dziecko, że jestem dobrą matką…chociaż też. bardzo tego pragnę, żebym została doceniona…jest we mnie taka potrzeba, może jak w każdym człowieku ale chcę być doceniona jako kobieta, chcę być doceniona jako człowiek, jako istota, która jest odrębną jednostką, która jest odrębnym, specyficznym człowiekiem, chcę być doceniona ze swoimi wadami i ze swoimi zaletami.

Tak jakby sama sobie nie wystarczam, mogę tak siedzieć godzinę, dwie, gadać pierdoły, nagrywać to, nawet wymyślać sobie tysiące światów ale jeśli ktoś tego nie przeczyta to będę nikim.”


W lustrze:

„To była wielka artystka, która pisała wiersze, książki i marzyła tylko o poecie, kiedyś przeżyła wielką miłość, kiedyś pisała z nim wspólnie wiersze metodą, wers on, wers ona i od tamtej pory to była jej wielka niespełniona miłość, od tamtej pory nie umiała się zakochać, bo nikt nie umiał jej powtórzyć takiego przeżycia jakie dał jej tamten chłopak, cały czas żyła przeszłością, pisała cały czas o tej swojej miłości, żyła też swoją twórczością, żyła aby tworzyć, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Nie miała czasu na jakieś tam związki, wystarczało jej to co przeżyje oglądając, czytając twórczość innych. Ona umiała więcej przeżyć przez oglądanie, przez pisanie, przez sztukę niż mogłaby przeżyć w życiu. Dla niej życie było, monotonne, nudne i tylko tak naprawdę w twórczości znajdowała piękno i sens życia. Iskrę, która dawała jej kopa do życia.”


b3

Z rozmów:

„Kochanie samego siebie bez próby kochania innych – bez próby zasługiwania na miłość innych, na towarzyszenie ich w samotności, pomaganie w cierpieniu. Bo są takie typy ludzi, którzy jak cierpią to po prostu uciekają od innych, chcą być sami, sami ze sobą muszą poradzić sobie z cierpieniem. Za każdym razem, gdy w moim życiu pojawia się ktoś nowy, jakiś nowy człowiek, ni z tego, ni z owego wkracza w moje samotne życie, wtedy sobie uświadamiam, że…kurcze, nagle jakiś człowiek przyszedł, nagle coś mi się stało, stałam się chora, ni z tego ni z owego, nagle nie wiem…. miałam stłuczkę rowerową z kimś się zderzyłam niespodziewanie, nawet ktoś umiera. Niespodziewanie dzieją się różne rzeczy, które mi uświadamiają, że…kurcze, te moje lęki są tak bezsensowne, tak nieracjonalne, tak się mają do rzeczywistości jak pięść do nosa…mi się wydaje, że ile ja będę żyła ? sześćdziesiąt lat…ludzie umierają w wieku sześćdziesięciu lat…moja mama ma pięćdziesiąt, jak ja sobie to uświadamiam to po prostu ciarki mnie przechodzą.Bo co ja zrobię, gdy zostanę sama, z całym domem na głowie, z moją siostrą młodszą, albo i bez niej – to ja nie wiem, co by było gorsze tak naprawdę…co ja zrobię, gdy już będę wiedziała, że już nikt się o mnie nie zatroszczy, żadna osoba na tym świecie."


W lustrze:

„Chciała realizować swoje marzenia podróżnicze, realizować marzenia związane z nauką, z rozwojem, ze studiami przyszłymi w różnych kierunkach, ze studiowaniem francuskiego, z podróżami, z rozwojem ogólnym. To była osoba nastawiona na rozwój we wszystkich kierunkach możliwych, a najchętniej właśnie podróżować. Uwielbiała zdjęcia do znajomych dostawać, którzy zwiedzili świat. I w ten sposób – na realizowaniu swoich marzeń, chciała spędzić całe życie.”


d3

Z rozmów:

„I mi się wydaje, że ja na pewno bardzo bym narzekała, po prostu boję się tego – co jeśli okaże się, że jestem innym człowiekiem niż sobie wyobrażam ? co jeśli się okaże, że po prostu ja bez ludzi nie potrafię żyć ? co wtedy ? co zrobię wtedy, jeśli okaże się, że jestem kimś całkiem innym … ale będzie za późno żeby to zmienić…po prostu jest to lęk przed przyszłością, której nie znam. Co jeśli stanę w obliczu Boga i okaże się, że zmarnowałam swoje życie i będę płakać, będę cierpieć, nie będę mogła nic odwrócić, i okaże się, że miałam dużo możliwości ale ich nie wykorzystałam, co wtedy ? jeśli już na wieki zostanę uwięziona w tym poczuciu bezradności, w którym tkwiłam na ziemi, w tym poczuciu nie kochania, w tym poczuciu beznadziei, co wtedy?

A jednocześnie mam świadomość, że nie jest to proste, bo ja sama siebie nie potrafię docenić. Więc jak ktoś inny może mnie docenić, skoro ja sama nie daję sobie szansy. Wydaje mi się to niemożliwe. Bo ja nie umiem stawiać na siebie, na swoje marzenia. Stawiam na innych, że inni mnie wyciągną, postawią mnie do pionu. Stawiam na innych, że inni zainwestują we mnie, uwierzą we mnie, że dadzą mi „kopa”. Tak jak moja mama daje mi „kopa” codziennie żebym wstała, słyszę jej kroki i wiem, że muszę wstać. Takiego właśnie dopingu potrzebuję od innych ludzi, ich dobrego spojrzenia, ich docenienia."


W lustrze:

„Nie wychodziła w ogóle z domu, była w jakiejś depresji, jedyny kontakt jaki miała ze światem zewnętrznym to był kontakt przez Internet, uzależniona do Internetu, by dostawać maile i gg dawała różne ogłoszenia, nie znosiła pustych skrzynek i braku wiadomości na gg. Wychodziła tylko do pracy, spędzała czas tylko w pracy, w domu – w Internecie, albo przed TV. Była strasznie zamknięta w sobie, utrzymywała kontakty tylko przez neta, a w rzeczywistości nie spotykała się z nikim. Była strasznie ograniczona i nie miała w sobie odwagi do życia. Nie miała w sobie odwagi by żyć i nie wyobrażała sobie, że mogłaby spotkać się z kimś. Czasami się zaprzyjaźniała z kimś ale z odległego miasta – by nie musiała go odwiedzać ani on jej, to trwało może kilka m-cy, a potem się kończyło ale to właśnie było jej życie, życie w Internecie.”


f3

Z rozmów:

„Zastanawiam się co to będzie, kiedy opuszczą mnie wszyscy bliscy, kiedy będę staruszką – co wtedy ? Co mi wtedy pomoże napisana książka, kiedy nie będę miała nikogo kto by podtarł mi tyłek. Co mi pomoże urodzone dziecko, jeśli mnie porzuci, zostawi dla kogoś.

Nie wyobrażałam sobie tego jak to jest być starą, niedołężną, bo już jako młoda osoba czułam się niepełnosprawna w jakimś sensie. Wiedziałam na przykład, że nie jestem w stanie być odpowiedzialna za coś poza zwierzętami, poza rybkami czy świnką i nie szukałam zrozumienia, szukałam przetrwania.

I po ludzku się próbuję jakoś z tego wyrywać, przez szukanie właśnie mężczyzny, przez szukanie jakiegoś silnego oparcia, które pozwoli mi tu na ziemi wyjść z tej bezradności aby tam w niebie już poczuć się silną. Poczuć, że nauczyłam się. Nauczyłam się kochać, nauczyłam się wyrzekać się swego egoizmu, poświęciłam się dla swoich dzieci, dla wnuków, poświęciłam się dla pracy, dla rodziny dalszej i bliższej, dałam z siebie wszystko. Właśnie tego się najbardziej obawiam, tego, że nie dam z siebie wszystkiego i kiedyś będę musiała za to zapłacić przed Bogiem przede wszystkim ale też przed swoim własnym życiem. Że kiedyś będę musiała na przykład leżeć w łóżku jako stara kobieta i myśleć sobie, że mogłam to życie poukładać sobie inaczej ale nie poukładałam, ale nie zawalczyłam o swoje.”


W lustrze:

„Czuła się strasznie odpowiedzialna za swoją rodzinę, za swoją siostrę i mamę. Uważała, że jej życie ma polegać na tym, że ona ma służyć tym osobom. Sprzątać, dbać o to, żeby one czuły się bezpieczne. Że ma kiedyś, na starość się zaopiekować swoją matką, że ma dbać o to, żeby jej siostra nie zeszła na złą drogę. To była osoba, która czuła się odpowiedzialna za swoją rodzinę i chciała by ta rodzina była po prostu bezpieczna. Wiedziała, że ten świat jest zły, że ten świat jest niebezpieczny. Zawsze wkurzała się na siostrę, gdy ta zapominała zamknąć drzwi do domu, bo ona zawsze sprawdzała drzwi, gasiła światło i sprawdzała kurki od gazu, była takim strażnikiem domu. Opiekowała się też zwierzętami i dbała o domową harmonię. W tym świecie nie warto ryzykować niczym, najlepiej mieć zachowawczą postawę, dbać o swoja najbliższą rodzinę. Ona uważała, że jak będzie na posterunku, zawsze gotowa do pomocy mamie lub siostrze, to wszyscy będą szczęśliwi, zadowoleni i ona też. Uważała, że lepiej spożytkować swoje siły jako pomoc, ciocia czy ktoś, niż jak ma zakładać swoją własną rodzinę. Wiedziała, że samemu jest trudno w tym świecie przeżyć i że na pewno para rąk się przyda. Do czegoś tam, by komuś tam pomóc. Ona żyła chwilą obecną, nie zastanawiała się, że może zostać sama, gdy jej mama i siostra założą własne rodziny. Chciała być pomocnicą, bardziej chciała żyć życiem innych, życiem siostry, życiem mamy, żeby im pomagać, żeby ulżyć im w tym życiu. Uważała, że nie musi prowadzić swojego własnego życia, bo życie tych ludzi jej wystarczy.”


Ciąg dalszy

Podsumowując obóz Filip zauważył, że dało się wyswatać osoby, które z własnej woli zaangażowały się w działania niezgodne z wcześniejszymi poglądami, wtedy po pewnym czasie ich poglądy dostosowały się do ich czynów. Warunkiem przemiany ich światopoglądu poprzez narzucone w obozie czyny, było danie im całkowitej wolności, bez nacisków w postaci nagrody czy kary. Wynikało to z wewnętrznego przekonywania samych siebie, że to co robią musi być sensowne i ważne, skoro wkładają w to tyle wysiłku. Gdyż silnie dysonansowe byłoby jednoczesne utrzymywanie przekonania, że wkładają wiele wysiłku w coś, co jest bez sensu i czego tak naprawdę nie chcą.
Te podopieczne chciały przekonać pozostałe, że powinny podjąć podobne decyzje, co było spowodowane tym, że jeśli inni zachowają się tak jak my, to daje człowiekowi poczucie dokonania słusznego wyboru.

Natomiast zatwardziałe singielki zapamiętywały przeważnie racje związane z własnym poglądem na dane zagadnienie. Zapamiętywały takie, które umiarkowanie pasowały do ich przekonań.
Przekonania te wydawały się subiektywnie oparte o obiektywne dane. W istocie rzeczy dane były filtrowane i zniekształcone. Informacje nie pasujące do przekonań były bagatelizowane, niezauważane, lekceważone, traktowane jako mniej istotne i częściej odrzucane. Uczestniczki utrzymywały takie poglądy, które były zgodne z ich zachowaniem.

Po dokonaniu wyboru, zwłaszcza, gdy był on nieodwracalny zanikała skłonność do realistycznego oceniania alternatywy, przed którą stały. Podopieczne podkreślały zalety dokonanego wyboru i wady odrzuconej opcji.

Filip mógł być bezstronny, gdyż wiedział, że obiektywnie zawsze odrzucona opcja ma swoje plusy, a przyjęta ma minusy.

sobota, 1 marca 2008

ulubione linki

muzyka

1 http://pl.youtube.com/watch?v=zUGyFYUlquo
2 http://pl.youtube.com/watch?v=JsHKoJM8uv8
3 http://pl.youtube.com/watch?v=vr3x_RRJdd4
4 http://pl.youtube.com/watch?v=ij-KtkGXMvk
5 http://pl.youtube.com/watch?v=QFMqV2FfPNk
6 http://pl.youtube.com/watch?v=TAff5eYvz1o
7 http://pl.youtube.com/watch?v=JKxg8fPY5XI
8 http://pl.youtube.com/watch?v=BNfyWOGa0y8&feature=related
9 http://pl.youtube.com/watch?v=QRoBJN6HmLc
10 http://pl.youtube.com/watch?v=_aTFS9SAP1w
11 http://pl.youtube.com/watch?v=0tEA96T7XJY&feature=related
12 http://pl.youtube.com/watch?v=x25F3-sR2Yo
13 http://pl.youtube.com/watch?v=uJRLi73uGBE&feature=related
14 http://pl.youtube.com/watch?v=cc68_eoSRoo&feature=related
15 http://pl.youtube.com/watch?v=N_OxFhyprhs
16 http://pl.youtube.com/watch?v=lzbw-53g2CU&feature=related
17 http://pl.youtube.com/watch?v=ls7ila3srzI&feature=related
18 http://pl.youtube.com/watch?v=NOxz9dG_Sg0
19 http://pl.youtube.com/watch?v=7VW1NCCUONA
20 http://pl.youtube.com/watch?v=lzoRgEu86rI&feature=related
21 http://pl.youtube.com/watch?v=HEhCYlT0VKs&feature=related
22 http://pl.youtube.com/watch?v=O_IA6xDesyA
23 http://pl.youtube.com/watch?v=6hl8FB805L0
24 http://pl.youtube.com/watch?v=0mohYG6yI54&feature=related
25 http://pl.youtube.com/watch?v=iOIZRu1G1As&feature=related
26 http://pl.youtube.com/watch?v=9iJwiGEZZto
27 http://pl.youtube.com/watch?v=3khTntOxX-k
28 http://pl.youtube.com/watch?v=EJxxYlcN0Is&feature=related
29 http://pl.youtube.com/watch?v=GQ5eZSa7URA



filmiki

1 http://video.google.com/videoplay?docid=-1599230611168206803
2 http://www.godtube.com/view_video.php?viewkey=ee73e63418003b47d7d5
3 http://pl.youtube.com/watch?v=OQZ6WuMHr28
4 http://pl.youtube.com/watch?v=8mzeP9AJuXk
5 http://pl.youtube.com/watch?v=tbv1DNQqbdc
6 http://pl.youtube.com/watch?v=rvTFKpIaQhM&feature=PlayList&p=8E199DA7FE32FC4E&index=2

odwiedzane :)

http://picasaweb.google.pl/adam3407
http://www.francuski.ang.pl/slowka.php
http://wysokikosciol.archidiecezja.wroc.pl/swieta.html
http://pl.youtube.com/user/smileykai77

kliknij razem ze mną :)

http://www.habitat.pl/domek.aspx?noban=1
http://www.okruszek.org.pl/
http://www.zmilosciserc.pl/donate.php
http://www.polskieserce.pl/
http://www.pajacyk.pl/

rozważania

Rozważania samotnicy

Czas

Na początku byłam małą iskierką światła, która oderwała się od Słońca, by kochana
i bezpieczna w sercu Anioła, jak w rakiecie kosmicznej, wejść w życie w swoim czasie. Zaistniałam jako myśl Boga. Jeszcze byłam sobą. Lecz oto jak kropla stałam się w matczynym łonie istnieniem ludzkim – duszą i ciałem. Został dany mi czas, bym mogła nabrać kształtu, jak glina urabiana przez życie. Bym mogła się stać wcieloną myślą Boga – Jego dzieckiem.
Na początku nie miałam nic do dania. Ciało zamknęło duszę jak twardy orzech. Nie miałam wspomnień o Bogu, gdyż świadomość duszy zaczęła się wraz ze świadomością ciała. Byłam tą, która nie jest. Trudno było sobie potem wyobrazić, że kiedyś nie istniałam. Właściwie w pewnym momencie Bóg pomyślał o mnie i wtedy się poczęłam wraz z duszą
i ciałem.
Nie można jednak określić momentu, kiedy to się stało, gdyż, jeżeli Bóg jest poza czasem, to Jego myśli też są poza czasem. Myśli Boga tak jak On sam znajdują się poza czasem. Bo inaczej musiałby myśleć tylko przez pewien czas – tak jak to czynią ludzie wymyślając np. jakąś postać – a potem musiałby przestać o niej myśleć, gdy wymyśliłby już całą jej historię.
Natomiast Bóg nigdy nie przestaje myśleć o żadnym z ludzi. Stwarza każdego z nas właśnie w tym momencie, w którym to czytamy. Gdyby Bóg przestał o nas myśleć to przestalibyśmy istnieć. Gdybyśmy przestali być myślą Boga, przestalibyśmy istnieć. Tak się jednak nie dzieje. Jesteśmy wiec w swej najgłębszej istocie poza czasem – jako myśli Boga. W czas natomiast te myśli są wcielane, dostają duszę i ciało.
Lecz myśl Boża nie jest równa z duszą ludzką. Myśl Boża dotyczy całego świata stworzonego. Tak samo Bóg wciela w czas planety, wodę, rośliny, zwierzęta. Dlatego św. Franciszek nazywa Słońce bratem.
Patrzę na ślimaka w akwarium i myślę, że Bóg chciał go wcielić w czas, w ten sam, w którym ja jestem, w mój czas. Jest to czas mój, ślimaka, czas rzeczy, które istnieją i się jeszcze nie rozleciały jak np. moje łóżko.
Czas czasem się wydłuża, a czasem biegnie jak szalony i choć godziny się nie zmieniają, to jednak objętość czasu tak. Mogę zaobserwować to w pracy, że czas biegnie wg woli Bożej, a nie wg zegarka. Więc czasem się wyrabiam w tym samym czasie z większą ilością pracy, a czasem mało co zrobię.
Jednakże najbardziej zadziwiające jest Wcielenie Boga samego – Jezusa Chrystusa Syna Bożego. Syn Boży nie jest myślą Boga, nie jest Jego stworzeniem. Jest Osobą istniejącą poza czasem, tożsamą z Bogiem.
Bóg stworzył czas i umieszcza w nim wszystkie swoje myśli, a nawet siebie samego. Czas jest więc najbogatszym z Bożych dzieł na ziemi. Prawie tak bogatym jak wieczność. Czas posiadał Boga samego, jednak jest z woli Bożej mniejszy od wieczności, ponieważ ma się skończyć. Nadejdzie dzień, gdy czas się skończy i zapanuje wieczność. Będzie to wtedy, gdy wszystkie myśli Boga zostaną wcielone – te, które On chce wcielić w czas.

fantastyka

Przenikliwy - Łyżka

Merson siedział przy białym, dużym stole w rozświetlonej porannym słońcem, prostokątnej kuchni, z dużym oknem. Ubrany był już wyjściowo do pracy, w koszulę. Trochę dokuczał mu najdłuższy palec u nogi, ostatnio całkiem mu zdrętwiał, co wyprowadzało go z równowagi. Wciąż myślał jak temu mógłby zaradzić lecz czuł się bezradny. Mógłby oczywiście pójść do lekarza lecz z takim drobiazgiem było mu wstyd. Co powie lekarzowi ? – panie doktorze palec mi drętwieje – zaśmiał się półgłosem. Do kuchni weszła Kane w różowym szlafroczku i bamboszach w kształcie świnek – z czego się śmiejesz kochanie ? – spytała swoim słodziutkim sopranem. Pochyliła się nad Mersonem by pocałować go w policzek na przywitanie i poczuł miłą woń jej perfum. Choć byli małżeństwem od roku Merson często pozostawiał pytania Kane bez odpowiedzi, tym razem też tak zrobił, wstydząc się przyznać do swojej drobnej słabości. Zresztą żona i tak nie wiedziałaby co mu poradzić, skoro on nie wiedział, to skąd niby ona miałaby to wiedzieć. Kane natomiast przyzwyczaiła się do tego, że mąż bywał czasami zamyślony i tajemniczy. Nie wypytywała go, bo wiedziała, że tego nie lubi. Stawał się wtedy drażliwy i niemiły, więc wolała go nie prowokować. Oboje wypracowali między sobą zespół kompromisów, który umożliwiał im zgodne funkcjonowanie. Już dawno przestali dążyć do wzajemnego zrozumienia, obecnie starali się ufać sobie i ustępować, bez wnikania w intencje współmałżonka. Merson nigdy nie powiedział Kane o atakach, które czasami miewał. Mogłaby przecież uznać to za chorobę psychiczną i nie wyjść za niego. A on potrzebował bliskiej, ciepłej kobiety, która by z chmur wciągała go za nogi z powrotem do realnego świata. Kane zrobiła śniadanie dla dwojga. Płatki z mlekiem to był standard w ich domu, jedli je prawie codziennie. Tym razem Kane skończyła szybciej. Chciała jeszcze przed pracą zajść do sąsiadki oddać pożyczoną blachę do ciasta, która była jej potrzebna, kiedy Merson obchodził swoje trzydzieste urodziny. Nie było wielkiej fety, tylko dwoje starych przyjaciół wpadło na kilka godzin. Żona dawno już wyszła, a Merson jakoś nie mógł skończyć płatków. Zapatrzył się w srebrną łyżkę. Na początku widział w niej swoją wykoślawioną twarz, lecz powoli czuł jak ciepła, przyjemna fala obezwładnia jego ciało. Trwał tak z błogim, lekkim uśmiechem. Nie czuł już swojego ciała. Nie wiedział gdzie znajdują się jego ręce, czy leżą na stole, czy na kolanach. I wtedy stało się to, czego się bał. Nastąpił kolejny atak. Jego duchowe oczy obserwowały jakby z nad głowy to co się działo. Wychodził z siebie. Widział to jako dwie delikatne strużki światła promieniujące mu z oczu w kierunku łyżki. To ona go wabiła. Był coraz bliżej niej i coraz dalej od swojego ciała. Tak. Właśnie przekroczył granicę. Wszedł w nią wzrokiem. Była miękka, jak srebrna masa. Chciał poznać jej istotę. Wchodził głębiej i głębiej. Dookoła niego było srebrzyście i miękko. A jednak wciąż mógł myśleć. Pozostawał sobą, nawet będąc w łyżce. Nagle zauważył, że masa przestała być jednakowa. Widoczne na niej zaczęły być jaśniejsze kręgi. Przesunął się tak by być na jednym z takich pasów. Szedł dalej. Kręgi stawały się coraz szersze i coraz jaśniejsze. Tak, że idąc musiał mrużyć oczy. Niespodziewanie z oddali doszło do niego delikatne drganie, które powtarzało się raz za razem, stając się coraz to głośniejsze. Nie było mu już przyjemnie. Czuł w sobie jakąś nie nazwaną powinność. Wiedział, że musi coś koniecznie zrobić, gdyż inaczej wszystko się wyda. Musiał wrócić. I oto stał naprzeciwko okna, całą twarz miał zalaną łzami. Komórka dzwoniła od kilku minut, a on wciąż nie mógł oderwać wzroku od słońca. Bolała go głowa i było mu niedobrze. Odebrał. To była Kane, pytała czy odwiezie ją do pracy.


"Dwa światy na koniec świata"

W 2066 r. nauka była na takim poziomie, że można było wybrać sobie dziecko z genetycznym zapisem. Dziecko tzw. z probówki, z genami, które były wybrane przez rodziców. Dwoje nauczycieli matematyki, postanowiło oddać swoje geny aby stworzyć geniusza matematycznego.

Powstało dziecko, które wszystko wiedziało o matematyce. To był chłopczyk, nazywał się Eni, blondynek, o niebieskich oczach, ładnie się uśmiechał. Jak tylko zaczął mówić i chodzić zasypywał rodziców pytaniami o różne rzeczy i wtedy okazało się, że Eni miał taką zdolność, że wszędzie gdzie spojrzał rzucały mu się w oczy cyfry, po prostu wszędzie widział cyfry, np. jak pojechał z rodzicami w góry to patrząc na nie powiedział, że widzi stado jedynek, kiedy byli nad jeziorami wtedy patrząc na łabędzie powiedział, że to są pływające dwójki, kiedy widział błyskawice powiedział, że to spadają czwórki.

Ludzie zafascynowani tym zjawiskiem, jakim był Eni, postanowili przeprowadzić dalsze eksperymenty genetyczne i stworzyć innych geniuszy, którzy też będą się specjalizowali w różnych dziedzinach wiedzy. Postanowili stworzyć poliglotkę. Wzięli geny kilku wybitnych polonistów i w ten sposób powstała Brun, dziewczynka z czarnymi włosami, ze skośnymi oczami, była z pochodzenia między innymi Chinką – który to język uważano za najtrudniejszy. Brun miała taką wadę uboczną, że wszędzie w otoczeniu widziała litery, jak patrzyła na drzewo to mówiła, że to jest „i” z wielką kropką.

Ludzie nie zniechęcali się efektami ubocznymi i było coraz więcej zamówień od Rządów całego świata na takich ludzi – specjalistów. Próbowano jeszcze jakieś geny mieszać ale ostatecznie na świecie zostały tylko dwa rodzaje ludzi z genami Eni lub Brun, ludzie z efektem ubocznym – widzenia cyfr albo liter.

Powstał problem, ponieważ te dwa rodzaje geniuszy nie mogło znaleźć wspólnego języka. Nie było żadnej możliwości aby te dwie grupy ludzi mogły się zrozumieć, jak np. mieszkali razem w domu, bo był obóz integracyjny, to połowa grupy mówiła na okna – 8, a druga połowa mówiła na okna B Nazwy, którymi się posługiwali nie były typowe, każda nazwa miała swoje odniesienie albo do litery albo do cyfry. Jedna grupa nie mogło zrozumieć znaczenia używanych nazw przez drugą grupę, pomimo, iż obie grupy opisywały tą samą rzeczywistość.

Były oddzielne sklepy dla obu grup, gdyż sprzedawca, który był geniuszem humanistycznym, nie mógł obsłużyć osoby, która była geniuszem matematycznym, zresztą produkty też trudno byłoby znaleźć poszczególnym geniuszom, tym bardziej iż w dobie rozwoju genetycznego wszystko wyglądało jak tabletki i tylko nazwa odróżniała jeden produkt od drugiego.

Obie grupy, przeciwnej płci były strasznie nieszczęśliwe. Tylko wtedy mogły się spotykać, gdy nie rozmawiały ze sobą. Typowe małżeństwo dla przetrwania gatunku było dobierane z Urzędu, osoby mniej więcej w podobnym wieku, przedstawiały swoje preferencje, które Urząd Stanu Cywilnego rozpatrywał i wyznaczał małżonka. Osoby takie mieszkały razem lecz spotykały się tylko na noce, gdyż całe dnie spędzały w pracy.

Świat był podzielony. Ludzie rodzili się geniuszami i umierali geniuszami. Tylko w ciszy lub w nocy możliwa była jedność. Chociaż on postrzegał ją jako doskonały wzór matematyczny, a ona jego jako idealny poemat, wiedzieli, że w ciszy, adoracji i kontemplacji przeżywają coś wielkiego, coś co przekracza ich możliwości zrozumienia i opisania.


W 3000 r. na wielkim oceanie pełnym niebiesko-zielonych promyków. Na falach gładkich jak pupka niemowlęcia, delfiny, szum fal, delikatne kołysanie, mieniące się kolory, zielony, fioletowy. Niebo zachmurzone. Na tym oceanie pojawia się z oddali biały żagiel, zbliża się coraz bardziej do kamery i w pewnym momencie zaczynamy widzieć, że na tym statku jest mężczyzna, starszy dziadek z brodą, rybak, który jednak widać, że wielokrotnie podróżował przez to morze, ma twarz brązową, taką ogorzałą, włosy siwe, trochę szpakowate, silne, opalone ręce i podśpiewuje sobie pod nosem „Kiedy słońce o zachodzie przegląda się w czystej wodzie, rybaku wiosła złóż i na brzeg ruszaj już, baracha, baracha, hey. Bierze wędkę, zarzuca, łowi ryby, wyjmuje kuchenkę gazową i smaży sobie na tej kuchence rybę i jest bardzo zadowolony. Potem wyciąga książkę i zaczyna czytać „Przygody Robinsona Cruzoe” Czyta, czyta i się śmieje co jakiś czas jak np. czyta o Piętaszku.

Myśli sobie, że chyba już wystarczy tego leniuchowania, naciska taki guzik, który ma w zegarku. Nagle morze znika i znika wszystko, a on się znajduje w pokoju, w swoim gabinecie, w pracy, bo to była tylko przerwa na lunch. Przerwa na lunch dla wyobraźni, ponieważ w przyszłości będą takie lunche dla wyobraźni. Ponieważ naukowcy odkryli, że jeśli człowiek nie uruchamia swojej wyobraźni to powoduje to nerwice.

Więc już od przedszkola zaczęto wprowadzać takie przerwy dla dzieci, na rozwijanie wyobraźni. Ponieważ wszystko zostało skażone, po wybuchu atomowym to nie ma miejsca na to, żeby ludzie uprawiali sport. Właściwie ludzie już nie składają się z części ciała ludzkiego, tylko są zrobieni z takich różnych części elektronicznych. Więc takie cyborgi-ludzie, żeby przetrwać w tym świecie już nie mogli mieć żadnej tkanki organicznej poza mózgiem, który jest ukryty za tytanową czaszką, jako wrażliwa część. Jedyna ocalała z człowieka, której jest dostarczany tlen. Żeby ludzie nie wpadli w depresję są im zalecane wspomnienia związane z przeszłością np. jakieś wakacje nad morzem.

Tim, nasz bohater odbył właśnie jedną ze swoich podróży w wyobraźni, a potem wrócił do pracy odprężony. Praca jego polegała głównie na tym, że był badaczem tajemnic ludzkiego mózgu. Główny podział społeczeństwa był na II grupy. Jedna się zajmowała doskonaleniem części elektronicznej człowieka, a druga zajmowała się usprawnianiem i podtrzymywaniem działania mózgu, jego funkcji.

Ustalono, że człowiek nie musi zmieniać miejsca, że właściwie ciało nie jest mu potrzebne, ponieważ wszystko się odbywa w jego mózgu. Gdyby człowiek był w jednym miejscu przez całe życie i np. przez 20 lat się nie ruszał to wcale to nie musi mieć wpływu na jego poczucie szczęścia, ponieważ wszystko co on przeżywa znajduje się wewnątrz, w jego mózgu.

Rola wyobraźni, która umie uplastyczniać wszystko jest tak ogromna, że ludzie nie muszą już być uzależnieni od swoich ciał i nie muszą już robić genetycznych modyfikacji ciała, tylko wystarczy, że co jakiś czas przestają pracować nad swoim głównym zadaniem i robią sobie przerwę-lunch z wyobraźnią.

Tim bardzo chciał poznać kobietę, towarzyszkę, ale nie było to takie proste, ponieważ wszyscy ludzie byli podzieleni na poszczególne państwa. Każdy człowiek był umieszczony w jednym państwie, po to żeby w nim tworzyć. Było bardzo mało ludzi na całym świecie i postanowiono by każdy człowiek zaopiekował się konkretnym państwem.

Właściwie ludzie nie spotykali się ale porozumiewali się za pomocą telepatii. Wiedzieli, że nie będzie już nigdy czegoś takiego jak zwykłe rozmnażanie, dlatego postanowili żeby było rozmnażanie mózgów. Ludzkie mózgi były nie do podrobienia. Lecz nie było możliwości zwykłego rozmnażania się, gdyż ciało nie miało komórek rozrodczych. Ostatecznie zostało tylko kilka egzemplarzy ludzkich geniuszy, były to płeć mózgu męska i żeńska. Ludzie zastanawiali się co zrobić, żeby ich gatunek przetrwał.

Wiedzieli, że w pewnym momencie musi dojść do zupełnego wyginięcia rodzaju ludzkiego, bo mózg powoli obumierał, komórki się starzały i wtedy człowiek umierał.

Przenieśli się po wybuchu do podziemia, gdzie większość ludzki żyła w świecie fantazji cyfr lub liter, więc nie mieli świadomości tego, że w tym czasie ich mózgi się starzeją. Najczęściej umierali będąc w tym świecie fantazji.

Mózg nie dawał rady znieść takiego przeciążenia, którym było podłączanie na kilkadziesiąt lat do urządzeń, które pobierały energię z wyobraźni, po to żeby funkcjonowało dalej całe to elektryczne urządzenie zwane potocznie ciałem, żeby wszystko dobrze chodziło.

Nie było krwi ani żadnych innych tkanek, tylko mózg. Miał utworzony taki specjalny hełm, w którym była produkcja tlenu. Ten hełm zakładało się przy narodzinach dziecka i on wystarczał mniej więcej na 100 lat rozwoju mózgu.

Początkowo założono ludziom takie hełmy po wybuchu, w wieku, w którym aktualnie byli. Po 100 latach każdy z tych mieszkańców miał wyginąć. Zastanawiano się co zrobić jak przedłużyć funkcjonowanie, jak przetrwać. Więc ludzie wymyślili by robić klonowanie swoich mózgów i stwierdzili, że to jest jedyny możliwy sposób. Po prostu klonowali tkanki, hodowali mózg i wkładali do kolejnego hełmu.

Tylko pojawił się problem. Bo choć jeszcze przez kilka setek lat utrzymywano w takim klonowanym mózgu wspomnienia lecz z czasem coraz mniej, gdyż nawet gdy klonowano kilka razy ten sam mózg np. co 10 lat, to ostatecznie każdy klonowany mózg nie mógł istnieć dłużej niż 100 lat, a wspomnienia wraz z czasem ulatniały się ze świadomości. Więc z każdym klonowaniem mózg był coraz starszy i w świadomości miał coraz mniej wspomnień.

Można tylko było brać wspomnienia zapisane na dyskach i uczyć się tego na pamięć. Ale nie były to przeżycia tych ludzi – klonów, ale to były wspomnienia, których oni się uczyli ale nie umieli sobie tego wyobrazić, ponieważ wszystko co pozostało po wybuchu było zapisane w formie dźwiękowej.

Nie było żadnych obrazów tylko same dźwięki i przez to wiedzieli oni jak coś powinno wyglądać, bo to było opisane ale nie wiedzieli co to jest kolor zielony, albo co to jest i jak wygląda opisany kształt. Wiedzieli, że jabłka rosną na drzewach ale nie wiedzieli ani co to jest jabłko ani co to jest drzewo.

Nie mieli się już czym wymieniać między sobą, bo wszystkie informacje, które dostawali to były puste słowa, puste wyrazy, które nie oddziaływały w ogóle na ich wyobraźnię ani na uczucia. Nie mieli serca, mieli tylko mózg.

Ale nie umieli pojąć wszystkiego mózgiem bo byli klonami innych mózgów więc było im trudno pojąć, że można być klonem i można nie mieć żadnych wspomnień tylko informacje. Po prostu słowa. Nie umieli samych siebie zrozumieć, odczuwali z tego powodu dyskomfort umysłowy.

Kraje już nie były takimi krajami jak dawniej tylko miały np. pewną powierzchnię, która była całkowicie zautomatyzowana. Wszystko się działo w podziemiu, na ziemi właściwie już nie było nic, poza czarnym słońcem. Ostatecznie słońce się wypaliło, na ziemi było zlodowacenie, a pod ziemią była grupa klonów-maszyn z ludzkimi klonowanymi od setek lat mózgami, nie mającymi własnych przeżyć i wspomnień, tylko słowa bez pokrycia w wyobraźni czy uczuciach. Słuchali pewnych fragmentów dawnych książek ale nie wiedzieli co znaczą słowa im przekazywane. Całymi dniami w ich telepatycznych rozmowach przewijały się słowa, których nie znali znaczenia.

Jedyną dobrą rzeczą w tym było, że wszyscy stanowili jedną wspólnotę, wszystko się opierało na produkcji klonów, ciągłe klonowanie mózgów, to była jedyna więź – przetrwanie, zadaniowe podejście do rzeczywistości – produkcja nieustająca. Produkcja mózgów, tlenu i pokarmu, który będzie odżywiał mózg.

W pewnym momencie uznano, że spróbują dokonać mutacji, czyli połączenia jednego mózgu z drugim, bo chciano sprawdzić czy są w stanie stworzyć odrębny rodzaj mózgu-nie klonowany lecz stworzony. Chcieli mieć nowe wrażenia, nowe wspomnienia – poprzez wymieszanie kilku wspomnień z różnych mózgów.

Próbowali też dotrzeć do podświadomości w mózgu i wydobyć to co jest ukryte. Pewnego dnia udało im się stworzyć mózg, który był zlepkiem wszystkich pozostałych wspomnień wszystkich mózgów egzystujących na ziemi. Ten mózg wiedział do czego jest w stanie dojść człowiek, że jest w stanie wszystko zniszczyć ale że chce za wszelką cenę przetrwać. Ale też jest w stanie się poświęcać. Dla powstania tego super mózgu umarło kilka mózgów, które były już po prostu wyeksploatowane. Zgodziły się na tą śmierć, aby ten super mózg mógł być przyszłością pozostałej ludzkości.

Okazało się, że ten mózg ma nowe możliwości, nowe wspomnienia i były to wspomnienia spod progu świadomości. Wspomnienia o wszystkich krzywdach, które zostały zepchnięte do podświadomości, wszystkich strachach i koszmarach.

Stwierdzili, że jednak go sklonują, bo może coś jeszcze wyjdzie z tej podświadomości. Może na dnie człowieczeństwa znajdzie się jakaś kropelka nadziei dla ludzkości.

Okazało się, że powstał mózg bardzo religijny. Dusza ludzka była cały czas zawarta w jedynym organie, który został człowiekowi, mianowicie w mózgu. Był to mózg przepełniony ogromną wiarą, która została w końcu uwolniona z podświadomości. Mózg ten wykonywał większość swoich myślowych procesów w kierunku Boga. Chociaż nie pamiętał uczuć ani żadnych emocji, ani nie wiedział, co znaczą poszczególne słowa jednak był cały nastawiony na modlitwę, po prostu klepał paciorki. Po pewnym czasie ten mózg miał wizję. Objawiło mu się, że jest ostatnim człowiekiem na ziemi, i że to dzień końca świata.

Ten mózg był świadkiem tego jak Bóg przyszedł i jak wszyscy zaczęli zmartwychwstawać. On był tylko mózgiem, klonem jakiegoś człowieka ale miał ogromną wiarę ukrytą w podświadomości, wiarę wszystkich ludzi, którzy byli przed nim i dzięki tej wierze proces zniszczenia świata się odwrócił. Bo Syn Człowieczy, gdy przyszedł znalazł wiarę na ziemi. Słońce zaczęło znowu świecić, została stworzona nowa ziemia i nowe niebo. Odbył się sąd. Ostatni mózg też został poddany sądowi.

Okazało się, że to jest święty mózg, a wszyscy ludzie, którzy żyli po tym wybuchu są męczennikami i pójdą do nieba, bo strasznie ciężko mieli żyć, została im tylko wiara – której nawet nie byli świadomi, nie mieli żadnych odczuć, ani wspomnień. Mieli tylko słowa. Te święte mózgi były ostatnimi świętymi na ziemi. Świadkami tego, że Bóg nie dopuszcza zła,
z którego nie mógłby uzyskać większego dobra dla człowieka.



"Spotkanie"

Między blokami, na wysokości mniej więcej czwartego piętra, gdzie jeszcze nie kończy się ziemia, gdzie jeszcze nie zaczyna się niebo istnieje płaszczyzna. Często idzie po niej uboga kobieta – sznur, która wiąże w sobie różne rzeczy, te z ziemi i te z nieba. Tylko takie, co są jej potrzebne by mogła tworzyć siebie.

Sznurieta przemierza samotnie tą płaszczyznę niewidziana przez nikogo.

Pewnego dnia, czego kobieta się nie spodziewała, stworzone zostało w przestrzeni coś nowego - czas spotkania.

Najpierw zaczęła znajdować na swej drodze ślady stóp, które przypominały trochę meduzy, z takimi długimi nóżkami, niby to meduzy, niby ośmiornice. Nie wiadomo skąd wiedziała, że to są ślady stóp, w każdym razie postanowiła iść za nimi, by sprawdzić dokąd ją zaprowadzą.

Gdy tak je tropiła, w pewnym momencie pojawiło się przed nią lekkie wirowanie powietrza, takie jak na szosie w ciepłe dni. Szła dalej, a powietrze z każdym krokiem stawało się gęstsze, tak, że prawie mogła by go dotknąć gdyby chciała.

Nagle zatrzymała się, ponieważ zauważyła że, w niektórych miejscach zgęstniałego jak budyń powietrza zaczęły się tworzyć szczeliny, które połączyły się w jeden okrągły i przybliżający się do niej kształt. Im był jej bliższy tym bardziej Sznurieta rozpoznawała w nim pląsającego mężczyznę. W miejscu gdzie stąpał zostawały ślady ośmiorniczkowo-meduzowe. Było to dziwne, tym bardziej, że stopy jego miały ludzki kształt.

Nie znała jego imienia, więc postanowiła nazwać go od jego męskiego pląsania - Pląsaczyzną. Gdy był już tak blisko, że kobieta mogła rozpoznać rysy jego twarzy, zobaczyła, że z jego ust tryskają krople. Nigdy nie widziała czegoś tak urzekającego.

Mężczyzna cały czas tańczył, a z jego ust tryskały krople w rytmie jego pląsania. Najpierw były tylko zwykłymi kroplami, potem zamieniały się w słowa i przylepiały się dookoła tak, jak samoprzylepne naklejki lub magnesy. Przyklejały się do przedmiotów, do ludzi, do wszystkiego. Na wszystkim ten mężczyzna zostawiał swój ślad, ślad swoich słów.

Sznurieta była pod wrażeniem. Każda z kropli zawierała jedno słowo, co wyglądało jak pestka arbuza w kropli wody. Kobieta postanowiła iść za Pląsaczyzną, ponieważ jedna z jego kropli pacnęła na oko Sznuriety, a pestka słowa przeniknęła w głąb kobiety przez te wszystkie warstwy sznurów i zapadła jej w serce.

Serce to było to miejsce, gdzie wszystkie sznury spotykały się ze sobą. Po pewnym czasie poruszyło się coś w głębi serca Sznuriety. Promieniujące dookoła sznury zmieniły kolor, z szarego na zielono-fioletowy, kolor nadziei i oczekiwania.

Sznurieta poszła za Pląsaczyzną, a mężczyzna w ogóle jej nie widział, nie miał świadomości, że ona go zauważa. W końcu kobieta postanowiła w jakiś sposób dać znać mężczyźnie, że przy nim jest. Próbowała go chwycić w któryś ze swoich sznurów, ale Pląsaczyzna był cały czas w tańcu, i ponieważ był taki owocowy, soczysty i ciągle coś z niego wypływało, to nie mogła go uchwycić, sznury się obślizgiwały.

Mężczyzna po pewnym czasie zaczął czuć, że ktoś chce go dotknąć, miał takie wrażenie. Lecz nagle stało się coś nieoczekiwanego, czego Sznurieta się zupełnie nie spodziewała.

W pewnym momencie mężczyzna zamknął usta. Powietrze znieruchomiało. Mężczyzna przestał pląsać i zaczął obracać się wokół własnej osi, coraz szybciej i szybciej. Kobieta sznur nie mogła się już zbliżyć do niego.

Widziała go na wskroś niczym przezroczysty owoc. Patrzyła jak wraz z nim krople słów zaczynają wirować w jego wnętrzu. Po pewnym czasie zbiły się w jedną, czarno-ziarnistą zmieloną masę, która zaczęła rosnąć. Kobieta sznur współodczuwała ból mężczyzny, dlatego zaczęła wołać.

Ale mężczyzna nie słyszał zakręcony wokół własnej osi. Sznurieta zbladła tak bardzo, że nie można jej już było odróżnić od powietrza, w końcu stała się zupełnie niewidoczna.

Mężczyzna wciąż czuł ból od wewnątrz tej napierającej na jego granice masy słów. Ciśnienie słów parło na niego, było coraz większe od wewnątrz, lecz mężczyzna nie otwierał ust.
Rosła masa słów wewnętrznej produkcji i zbijała się w jedną chaotyczną masę, z której nie można było wyodrębnić jakiegokolwiek sensu, tylko pustka i znużenie. W tej pustynnej glebie ściskane czarne ziarna słów pękały wydając z siebie nie wyrażone życie.

Mężczyzna zaczął się chwiać w swym zakręceniu jakby upił się tym stworzonym w sobie winem. Upadł. Zawisła w powietrzu wokół niego krew rozbryzgana jak ze zbitego kielicha.

***

Czasami między blokami, na wysokości mniej więcej czwartego piętra, gdzie jeszcze nie kończy się ziemia, gdzie jeszcze nie zaczyna się niebo, istnieje płaszczyzna, na której szurnięte echo pląsa po nie usłyszanych słowach:
–Otwórz usta! Mów! Krzycz! Walcz!

moje wiersze

stary wiersz

chciałabym zniknąć i aby nikt nie myślał o mnie, tylko Ten, który kocha mnie ogromnie, chciałabym być kwiatem, ptakiem, koniem pędzącym na wietrze, nie wiem czym jeszcze, i aby nikt niczego nie chciał ode mnie, i aby nikt niczego mi nie dawał, tylko On aby dał mi siebie i uczynił małą kroplą w oceanie Jego miłości


ucho

Trwam,
czekając póki się nie urwie,
ucho niosące dzban mojego życia.
Tak jak przed burzą,
cisza mnie przenika.
I duszność taka,
co nadzieję dusi.

Jak długo ? pytam.
Do kogo pytanie?
Lecz znów kolejna noc idzie,
a potem śniadanie.

Dokoła mnie pędzą rozświetlone dusze,
do tylu twarzy i do tylu zajęć.
A ja tu tkwię.

Ja tutaj tkwić muszę.
Aż się do końca w moim sercu skruszę.
Ty jeden wiesz jak to długo Panie.
Aż coś się z uchem mego życia stanie.



błazenada

Ufając w serca regeneracyjne moce,
z rozpiętą koszulą wkraczam na arenę świata.
Uśmiech i płacz jak pory roku przyjmuję,
oklaski i ich brak.

W ręku mam lustro,
do którego robię śmieszne miny,
drwiąc z siebie,
się rozśmieszam do rozpuku.
Pęka ze śmiechu maseczka na mej twarzy,
masek nie zakładam, bo są za ciężkie.



czekam

Czy prawdą może być, że moja druga połówka nie została stworzona ?
Po prostu nie ma takiej opcji ?
S A M O T N O Ś Ć mi zaślubiona?
Jakby zabrakło oddechu.
Jakby zabrakło sensu i dna.
Woda uczuć przelewa się przeze mnie, a nikt nie chce jej pić.
Krzyk!

Dziwne, tyle się mówi o pragnieniu miłości.
A moja płynie przez tyle lat jak ścieki,
niepotrzebna tak.
Rezygnacja...

Więc gorsza jest moja miłość niż inne ludzkie miłości !

Jestem tu, czekam na znak!
To plemie żąda znaku, plemie przewrotne? TAK
Jestem przewrotna wiem,
lecz też samotna, łzy...
a potem sen.



z obawy

Nigdy nie znałam się w miłości tak zapamiętanej.
Przeczucie,
drzwi do szczęścia,
zanik oddechu z niezależnego ode mnie powodu.
Zgniłe źdźbło w bulwie przeszłości.
Nie powiem Tobie nic kiedy zadzwonisz,
iluzje opadają jak kajdany z serca,
wolna.
Twoja wielka twarz pochyla się nade mną jak księżyc,
niedojrzałości.
Będę żartować, że to nie bolało,
wiec błazna strój,
dziś kolorowy,
jest to przerzucony most.
Ukryję smutek i obetrę łzy.
Wszystko w ogniu spłonie…
Boję się Ciebie, mój ogniu skrzydlaty, gdy skradasz się w tańcu zachłanności niezmienny,
jeśli zabijesz we mnie ciszę z pajęczyny długich przemyśleń utkaną,
dasz mi przykre sny.



delikatnie

Dałeś mi do ręki miecz obosieczny,
słowo tworzenia lub niszczenia.
Przez wiele dni wymachiwałam nim na oślep,
skargi innych chowając pod dywan.
Pewnego dnia ktoś mi powiedział:
- To niesmaczne tak wymachiwać mieczem przy ludziach.
obnażając swoje uczucia jak pies.
Wtedy właśnie pierwszy raz dotknęłam obosieczności.
Zginęło coś we mnie na zawsze.
Jednak nie odebrałeś mi zabawki.
Spojrzałeś z wyrozumiałością na ofiary losu.
A na mym czole zostawiłeś drogowskaz:
„delikatnie”…



dziczka

Tracąc dawne domy w Kościołach, gdzie wśród fanfar i złotych proporców przestrzeni wypełnienia.
Delikatny błysk mądrości mego Boga ciszy.
Nosowym, głośnym zmęczeniem żebraka śniącego pracowity sen.

Dziewczyna chaosu nagle skupiona w jedno przez złożenie rąk.
Broniąca skrzywienia myśli jak kręgosłupa przed wyprostowaniem, zanim nie posmarują pochwałą.
Krzycząca ogniem w gardle rozczarowań o kropelkę miodu miłości.
Gryziona lękiem za każdym zakrętem zapomnienia.
Puszczająca dobre rady jak bańki na wietrze.
Oglądająca wyrzeźbione krople krwi zranionej i martwej pretensji.
Tolerująca globusy rzeczywistości w małżeństwie z iluzją.



grosz na szczęście

77 dni zostało nam darowane jak grosz ubogiej wdowie na całe utrzymanie.
Zakładałeś co dzień na swoją moją duszę jak koszulę, a ja Twoją na moją jak piżamę.
Dojrzewaliśmy w tej duchowej jedności wyciskając z siebie nawzajem najlżejsze myśli i najdelikatniejsze uczucia.
Urosły nam skrzydła Anioła poezji, na których dotknęliśmy nieznanych słońc radości.
Zanim zbliżymy się do świątyni spotkania i do skarbony wydarzeń, by wrzucić więcej niż wszyscy inni.
Chcę podziękować Bogu, że kiedyś pozwolił mi Ciebie odnaleźć, jak znajduje się dziś stworzony przez Boga grosz na szczęście.
Być może po to znajdujemy małe szczęścia, bo po odbiciu się ich w naszych duszach, pozwolić im połączyć się z Wielkim Szczęściem…



ćwiczenia

Nie ma Cię, oglądam Twoje zdjęcia.
Myszką sunę po zakamarkach Twoich ust.
Jest mi niedobrze i chce mi się płakać.
A więc to koniec już ?

Próbuję przeżyć nasze rozstanie.
Wyobrazić sobie jak potem będę żyć.
By umieć to przyjąć, jeśli tak się stanie.
Po przecież dalej będę musiała być.

Przygotować się na Twoje odejście.
Zamknąć otwarte tak długo serce.
Postaram się, byś odejść mógł.
Jeżeli tego zażąda Bóg.



smutek mały jeden

Smutek przytulił się jak pudel do mego serca.
Wydobywając ciężkie wzdychania.
Pójdę na rower, może zgubię go na zakręcie.
Przestanę myśleć w powietrza pędzie.
Pouczę się francuskiego.
Mój angielski smutek nie znosi tego.
Posprzątam dom, przynajmniej pożytek będzie.
Lecz w tym wszystkim smutek pałęta się wszędzie.
W końcu zostaje mi tylko, przykuć go wiersza szpilką,
za śmieszne ucho.
Lub go udusić poduchą.



na straży raju

Ta przedziwna przygoda,
w pamięci mej pozostanie.
Znów oglądam Twoje zdjęcia,
uśmiecham się widząc je.

I trudno mi jest uwierzyć,
że dotykałam Cię.
Wszystko to budzi mój uśmiech,
jak sen na jawie przeżyty.

Twoje zmarszczki pod oczami,
ostry zarost na policzkach,
czarne baki zapuszczone,
nos i ust łaskotanie.

I tylko książka, i uschnięty rogal,
jak dwa Anioły wiążące moje zmysły,
z realnością przeżytych wydarzeń,
tkwią na straży do utraconego drzewa życia.



nienasyceni

Natura nie lęka się cykliczności,
wciąż zaskakuje.
Czy to kwestia czasu dzielącego te same zjawiska,
na tyle długiego, by zatarły się wcześniejsze wrażenia ?

Człowieka umniejsza rytuał,
pokornie zamykając jego potencjał w kwadracie pór.
Najpierw cztery, wewnątrz sześć z każdej strony,
podwójne, zamknięte drzwi.
Iluzja bezpiecznej przestrzeni.

Nie posiadają nic i nikogo -
Nieliczni, widzący tą klatkę.
Ktoś wytrącił z rytuału, jak z transu
I utworzyło się im trzecie oko – nazywane pychą,
( przez tych, dla których norma = przeżycie )

Trzyoczni nie powtarzają słów ani gestów,
spotkać ich można tylko raz.
Nie umieją rozmawiać o pogodzie.
Nowych ludzi składają oryginalności,
przed ofiarami zdejmując ciemne okulary.



wstęp do śmierci

Wirtuoz słów na nowo zaczyna swoją grę.
Pytania z jego nut cisną się ku światłu,
prą jak dziecko śpieszące się na świat.
W rytm tętna i bólu drążącego mózg,
starzeję się.
A przecież to preludium.



szara nitka

Utkana pechem jak szara nitka
w złotej tkaninie świata,
tym co ją widzą psująca smak.
Tkwię w tym położeniu szukając sensu.
Ja – nieprzystosowana tak.

Biję rekordy ukrycia i pospolitości,
bardziej niż trawa, którą coś zeżre.
Nie wiem jaką widzą mnie ludzie,
lecz inaczej niż ja samą siebie,
bo nikt mnie nie chce.

Jaką maskę kocha świat?
Nie potrafię nauczyć się tej gry,
co ich akceptację daje.
O mnie nie myślą, gdy żyję,
nie będą pamiętać, gdy umrę...
wciąż szarą nitką zostaję.



z posłuszeństwa

Chorzy karmieni na siłę,
choć z całej siły zaciskają usta.
Na których patrzy się inaczej,
bo patrzeć wprost nie wypada.
Jak kat spełniamy wobec nich misję,
ale przecież jest to misja miłosierdzia.
Akceptujemy ich smrodliwe ciała,
obmywamy krew z wrzodów,
i nic w nas to nie zmienia.
Wklepuje tylko kolejną iluzję
doskonałości.



jutro

Jutro dojdziemy do końca horyzontu.
Tak jak się dochodzi do końca świata.
Co za nim będzie? Oboje nie wiemy.
A jednak spokój taki w nas i cisza.

Jutro brzmi lekko jak coś codziennego.
Wszystkie godziny i minuty wspólne.
Błogosławieństwo oraz zrozumienie.
Jutro radosne.

Błogosławię wczoraj, dziś i jutro.
Błogosławię Boga, mnie i Ciebie.
Błogosławię ludzi, wydarzenia i słowa.
Od dziś do jutra chcę tylko błogosławić.



piękna i bestia

Obudziłam się w zielonym szlamie,
z obrzydzeniem patrząc na siebie.
Czy byłam czuła, by być wierną sobie?
I wypowiedzianemu wcześniej słowu „kocham”?

Spotkałam się z bestią,
nie sądziłam, że taka może istnieć.
A jednak u mnie była.
Dotykałam jej, ona mnie pieściła.

Został mi po niej obarzanek z Krakowa,
z makiem jak z opium na sen.
A reszta została tylko obrzydzeniem.
Spełnionym marzeniem.

Czasem Bóg daje nam to czego chcemy,
co sobie wymarzymy, wyżebrzemy,
ale potem się okazuje,
że nasza wizja jak pięść do nosa do życia nie pasuje.

Wtedy zostaje nam tylko z tym żyć,
jak pokonany żołnierz własną bronią.
I już więcej nie marzyć, nie prosić.
Lecz płynąć z woli Bożej tonią.



litościwa

Jak szmata, która wycierała ból trupiej samotności
napotkanego przechodnia.
Mam w sobie jeszcze jego czułość i zdziwienie,
że tak za darmo, taka ufna.

Dziś tylko jestem kawałkiem płótna,
na którym się odbija,
nie kochana przez nikogo,
Dusza niczyja.



rozpieszczona

Spełniły się wszystkie marzenia
pięcioletniej dziewczynki
znalazł ją długowłosy poeta
pobożny jak Anioł
lecz tak samo nie chemiczny
Łoś rozśmieszył ją pogadanką
o zwyczajach ludzi

Zasypana słodyczami i prezentami
obudziła się następnego dnia
z trzydziestoma świeczkami w oczach
wszystko pachniało śniegiem
zachwycił ją świat,
a czajnik przeciekał na wesoło



jego oczy

Jego oczy puste jak wypalone ognisko.
Stare jak doświadczone drzewo,
nad którym dużo burz przeszło,
i wiele wiatrów pieściło.

Moje oczy rozbiegane szukały w nich uczucia.
Lecz na próżno.
Jego oczy były wyschłą studnią,
głuchą pustką.

Jego oczy jak przedmioty dookoła,
jakby okna duszy zostały zamurowane,
takie straszne oczy uśpione,
niewierzące w to, że są kochane.

Biedne oczy, bez życia, uschnięte,
tak ohydne w swojej martwocie.
A przecież mogły być to oczy święte,
w błyszczącym miłości złocie.

Jeśli kiedyś oczy te ożyją,
chciałabym wtedy spojrzeć w nie.
W martwe oczy patrzeć nie mam siły,
męczą mnie.

Czy moje oczy też są martwe?
On mówił, że jest w jednym garnek z miłością.
Mam nadzieję, że moje oczy żyją
i obdarzają czułością.

Jakie to dziwne,
że nie kolor oczu ani ich kształt przemawia.
Duszę zobaczyć w oczach chce,
Miłość i czułość, która ciało zbawia.



ptasie obrączki

Ususzyłam obarzanek od Ciebie
ozdabia ramę jednego z obrazów,
kiedy słońce zagląda przez okno
złoci się minionym szczęściem.
Mak na nim jak mrowisko słów
darowanych w porywie serca
pokrywa jego suche wnętrze,
jak pracowite miasto zbocza gór.
Patrzę na obarzanek rano,
w południe i wieczorem,
myśląc o tym, że drugi zjedliśmy razem,
jak dwa ptaki pod jednym z drzew.



bez oparcia w rozumie

Klęcząc na modlitwie
waliła głową w ścianę
aż krew zaczęła spływać jej po nosie
do akwarium
ryby pływały nieświadome

mózg wypłynął jej uszami
i jak wielkie kluski zaczął skapywać
plusk, plusk

bez mózgu była lżejsza
wiec skóra zsunęła się jej z twarzy
wraz ze wszystkimi maskami
kości rozmiękły i wygięły się
w nowe stworzenie

kwas działał
wewnętrzny
uaktywniał się w chwili uduchowienia

bez głowy
ścisnęła szyję i zawiązała czerwoną wstążeczką
jak łeb ściętego koguta - zdrajcy

teraz w końcu mogła żyć
tylko wiarą



na wakacje

Odurzeni słodkim dymem żywych trupów
usypiani stukotem mechanicznych kopyt
docieramy do celu z obolałymi pośladkami
zgrzytając zębami,
a jednak potrzebny wysiłek
by człowieczeństwo odróżnić
od wegetacji



w stresie

Czasem moje ciało udręczone
wyda kolejny pieprzyk
jakiś nabrzmiały pryszcz
coś w środku nie wytrzymało
postanowiło wyjść
język długi wyciąga
wewnętrzna gadzina
brzydoty ukrytej
pod pobielaną płytą

Wtedy nerwy szarpię
by przywrócić ład
dusze góry na twarzy
by wyrównać drogę
i krew się leje
zalewa doliny

z twarzą jak płód bezbronną
jestem bliższa sobie



bezpłodność

Przeklętą być figą
dziwna to rzecz
nie rodzić
takie przeznaczenie mieć
schnąć w ciszy
nie karmić nikogo
patrzeć jak rozczarowani
przechodzą obok drogą



poroniona

Uchwyciłam się w momencie narodzin
jak na fotografii
dojrzałam do deklaracji
wszystko wytłumaczyłam
decyzja kosztowała tyle,
że nie starczyło siły na życie



latawica

Nie umiem być tu i teraz.
Jestem w przeczucia, intuicje, wrażenia wsłuchana.
Trwać w ogniska sednie za bardzo bolało.
Za długo jednak błądziłam po manowcach,
by coś we mnie zostało z mądrości.
Głupotą sieję dookoła i zepsuciem.
Stałam się samym odczuciem,
co przemija,
więc przeminęłam w Tobie.
Zniknęłam za horyzontem myśli
jak latawiec…



sekundy z drabin
(J 1,45-51)

Tajemnicę największą wyszeptał,
a przyjaciel chciał ją zlustrować,
czyjeś uniżenie odbiło się tylko -
„mieścina to przecież uBoga”
Gwałtowność jednego dała
napęd nogom drugiego.
Rozpoznany został jako szczery.
Zaskoczony tą trafną diagnozą,
jak bliską Ręką na głowie
w odosobnienia godzinie.
Odczuł znów jej ciepło
i nie mógł się mylić.
Na usta szczerych słów logika,
więc się wymknęła.
By na Mesjasza lat przestrzeni
mógł ujrzeć z aniołów drabiny.



waga Miłości
(Mt 22,34-40)

Usiedli jak dzieci
po dwóch stronach
na huśtawce – wadze
Z jednej tkwi tam do dziś
tłum nad ziemią uniesiony
z sześćset trzynastoma
złotymi laurami
na półkuli świadomości,
z światłą duszą bez cienia prawdy,
sercem połamanym.
Podczas gdy od ziemi
wciąż nie mogą się oderwać
Stopy Miłości.



pusta

Bóg przez lata
po kropelce
wlewał we mnie ufność
Ty wypiłeś ją jednym haustem
i już nic nie zostało
nawet dla Ciebie

Leżę na podłodze życia
jak pusta butelka
bez pożytku
Podniesie ją ktoś dobry
by wrzucić do kosza

A może to początek?
"Nie mają już wina"



jołomużnicy

Nie pozwolili kochać
przełamywać się dla kogoś
głowę w ramiona
oddawać i przyjmować,
co dobre zepsuli
podeptali życie
i nagle
znaleziona nareszcie
w swoich oczach
zupełnie skończona…
jak wypalone naczynie
gotowa na wypełnienie
przez Boga.



poławiacz emocjonalny

Rozciągnę twoje wnętrze
przed moimi oczyma
wybierając z nich perły
zabiorę ci wszystkie,
a potem zrobię z nich
kuszące bransoletki

Dostąpisz inicjacji
podziurawienia



dorosłość bezrobotnej

To jeden z tych dni
kiedy muszę być dorosła
gromadzę w sobie siły
wiążę ciasno włosy
zapinam się na ostatni guzik
zakładam elastyczną maskę
przygotowuję słowa
na każdą okoliczność
szukam ulicy na mapie

Za chwilę wrócę
napięcie opadnie
rozpuszczę włosy
zdejmę stanik
będę znów
nie posolonym kotletem



koniec harówki

Szesnasta.
Euforia pracomanki
zostającej dłużej,
gdy ja tymczasem
zlasowanym już mózgiem
dzielę dźwięki na czworo.

Wychodzę tłumacząc,
że ble ble - kogo to obchodzi…
Noga za nogą przez most
choć strzyka i łupie
po siedzeniu w kącie 90

Obok samochody ulicą
się ślimaczą
puszczając czarne gazy.
Jeszcze podziemie
uważnym slalomem,
by nie zarobić siniaka

I znów kolejny tydzień
zaliczony



miłość w nadgarstkach

Ciepło wlewa się w moje serce
i nadgarstki
jak narkotyk zabiera myśli
jest mi błogo
po marzeniach stąpam
szczęściem promieniując
śnię

Dla takich chwil warto żyć
co jak kot się łaszą nadzieją



czekając na przebudzenie

Obudź się śpiący królewiczu…
przyzwyczaiłam się do myśli, że jesteś…
do Twojego ciepłego uśmiechu…
do bicia serca jak na alarm…
będzie bolało jeśli się okaże,
że to ja spałam,
a Ty mi się śniłeś…



ostrożna

Bała się serca
co ze słowami
wyrywało się

Gdyż rady Aniołów
każą wybierać uważnie
bo każdy kolejny
zaufanie jak śnieg depcze
i tylko błotna maska zostanie
do dania jedynemu

Pokochaj
gdy patrząc w oczy
symbol wykrztusi mężczyzna

A potem jeszcze uczucia
jak miód łyżeczką
do ślubu



leśna

Żyję jak zagubiona
w ciemnym lesie
mała dziewczynka
nogi me rosą zmoczone
na ustach jagodowa minka
biegnę wielkimi susami
kaleczę ręce gałęziami
oczy wielkie jak u sowy
wsłuchuję się w drzew rozmowy

A Ty już garnitur kupiłeś
ktoś Ci oddał życie swoje
dzisiaj się ożeniłeś
ciężka dłoń i złoto twoje

Więc nie myśl już nigdy o mnie
ja jestem jak dzika jabłoń
me owoce małe i kwaśne…

Tamtą drogą dojdziesz do domu…



dzika

Odszedłeś…

Poznaję innych mężczyzn
lecz wciąż bojąc się miłości
do Ciebie wyciągam dłonie
jak do kogoś bliskiego
kto może ochronić
moje serce od bólu

Choć nie wiem…
Jaki dziś jesteś ?

Uciekam do wspomnień…

Może już tak zostanę
wierna im
więc dzika



powiedziałeś mi

Powiedziałeś mi na pożegnanie,
że drzewa mi potrzeba
co na zawsze oparciem się stanie
i ciepłymi liśćmi mnie otuli.

Więc znalazło mnie drzewo
wyrosło z pragnienia miłości
gdy szamotałam się na czatach
z oczami wielkimi od tęsknoty.

Drzewo mocne i proste
tak pospolite, że aż święte.
Drzewo życia – na śmierć antidotum
co moje chore myśli
uciszy swym spokojem.

Włosy i oczy ma po Tobie
tylko serce ma niewinne,
więc nie umie pojąć mego zepsucia,
które pokornie wycieka z pamięci.

Drzewo nie umie dotknąć mego wnętrza
i tak oddalam się od siebie.
Umiera pycha, gdy staję się z nim jednym.
Tożsamość mam nową – drzewa.



bliska

Wołasz mnie Przyjaciółko
zimnego morza szumem
gór dalekich ogromem
pól zamglonych przestrzenią
tęsknotę wzmagasz Ziemio
moich kroków spragniona
więcej niż lęku ramiona,
co zatrzymują w domu

więc sercem wyruszam za głosem
prowadzisz odważnie wędrowca
nogom oddaję duszę
sercem patrzę i pieszczę

oddaję się zagubieniu
bez mapy
nie szukam drogi

przeszłam od gór do morza,
a Ty prosisz o jeszcze…

zobacz Polsko jak biegnę
me stopy to jest powietrze
ręce to ptaków klucze

śmigam w upojnym pędzie
przez twe doliny i lasy
migają krajobrazy
na łąkach wiruję szalona
na koniec ze śmiechem spadając
w Twoje wierne ramiona

spełniona



przejażdżka

Na ławce
niepełnosprawny chłopiec
bawi się lalkami,
a dookoła jesień
cichą ziemię otula
w martwych liści szalik
przetykanych radosnymi promieniami,
gdy tajemnica wisi na uszach
jak kolczyki z czereśni.


związek na odległość

Widziałam jak wykluły się dwa zimowe smoki
wiatr przeciwny porwał je wysoko na obłoki
lecz obiecały sobie w mgnieniu oka,
że łączyć ich będzie więź głęboka
i śpiewać będą ku sobie z oddali

towarzysząc sobie wzajemnie
w samotności niezmiennie

czasami się w prawdzie spotykali
zazwyczaj jednak w jaskiniach trwali
tam o skarbach przedziwnych rozmyślali

na co dzień starymi matkami się opiekowali
gdy one umarły, ze sobą zamieszkali
i się nawzajem po plecach drapali



zapach słońca

Nagle się zbudziła na zielonej polanie
nad nią drzewa lekkie kołysanie
wstała, a długie jej włosy
szybkim ruchem zebrały z pięknych kwiatów perły rosy
z ciekawością rozglądała się w ogrodzie
płynne ruchy niczym taniec w lekkim chodzie,
a zwierzęta tak niezwykłe ją mijały
szła za nimi, czuła jakby ją wołały
gdzieś w oddali, gdzie zmierzali
Światło biło
coś ją pchało w tamtą stronę z całą siłą
zbliżając się oczy zamknąć musiała
blask i ciepło falą dotknęło jej ciała
szła ku niemu wyciągając swe ramiona
chwila drogi była jakby nieskończona
stała wewnątrz, dookoła obręcz ognia
przed nią Adam, odtąd miała być z nim co dnia
podszedł do niej, jedna dusza, jedno ciało
wtedy słońce tylko dla nich zapachniało



za 100 lat

Na rogu każdej ulicy ciepło się uśmiecha
siedząca na drewnianym stołku
z pękiem czosnku, polnych kwiatów, butelkami mleka
robot staruszka



załamana

Klatka uciska serce
zamiast krzyku memłanie warg
i smak krwi tak na odstresowanie,
to lepsze niż magnez…



Wpływ

Plastelinka w rękach kobiet
zbyt szybko pozbawiona foremki -
znalazła inną piaskownicę
dla reklamy o uciekającym życiu

Czarna, upchnięta w filozoficzną nakrętkę
przez nauczyciela jak słoik po ogórkach

Pod ogniem moich uczuć
zastygła w artystycznej pozie



współuzależniona

Kurczowo się trzyma słów twoich cienkiej żyłki
choć przecina ręce by wniknąć w krwioobieg
i opleść serce
nie żałuje wewnątrznej ekspansji



wolontariat

Tak to jest nie mieć V minut spokoju
w dyżurnej przechodni korytarza
tłum niewyspanych Cyrenejczyków
tuli jedną głowę



Tomcia Paluszka

Dziś mam śpiewać
tylko buty muszę zmienić
zostały w domu
więc wracam po nie
którędy mam wrócić? zapomniałam....
dzieci mówią, że drogą przez most

Przed nim
rozciąga się od ziemi do chmur
dziwna siatka z metalowych drutów
z wielkim plecakiem… dlaczego na brzuchu?
wchodzę na pierwszą linę
wszystko się kołysze

Wyrastają przede mną druciane stopnie
za duże i zbyt daleko od siebie
próbuję dosięgnąć kolejnego
wysoko podnoszę nogę
wysiłek wykrzywia mi twarz
utknęłam…to schody dla olbrzymów



świąteczna życzliwość

Napięta jak żagiel
kieruje się ku samotnym wyspom
by ukryć tam skarb – swoje „ja”
dobrocią owinięte tego dnia



subiektywny azyl

Bezkompromisowa rzeczywistość
puste bloki rozczarowań
jak równo przycięty żywopłot utrzymany dystans
kulista przezroczysta bryła życia,
w której każdy może obserwować moje porażki
pajęczyna w rogu jak odkryta prawda
dwie puste szklanki
- raj egoizmu, który nas nie zmienia
zapomniałam dróg mnisiej modlitwy,
jak mysz smaku sera w bezludnym domu



stara panna

Rotacja dusz
przyklejenie, odklejenie
jak na dworcu lub w supermarkecie
każdy weźmie coś,
a ja przez chwilę pusta
jak półka,
aż nowy dzień w nią wepchną
tej samej treści
przeterminowanej, niestrawnej,
w końcu w ciemności
zostaję sama
na dwóch nogach,
a w połowie człowiek



spóźnienie

Twoje czoło troski korytem żłobione biegnie w nieznane
krople melancholii drążą skórę spadającym wodospadem
zmarszczki wygina na twarzy goryczy strumień
wypala złudzenia cierpkim smakiem prawdy
ukrytej żywicy sączy tęsknotę
w słoje ciała jak w dźwiękoszczelny pokój,
który w przegródkach słów przeszłych
linami rozum wiąże

Gdy leży na podłodze jak pusta butelka
mego ciała obcy, pomarszczony skrawek
w oczach drogi wyprasowane się bielą przestrzenią
oraz łza jak kropla rosy bezmyślna



skąpy poeto

Ty, który litujesz się nawet nad wróblami
udzielając im szczęścia
przez zachwyt nad nimi
daj mi tylko tyle siebie ile dajesz ptakom



seminarzyści

W teoriach rozległym oceanie
poznajemy miękkie dno niewiedzy
przestrzeń z niepokojem zapytania
dlaczego jesteśmy kanciaści



rozterki zbieracza

Burza rozwiała po niebie swoje włosy
błyskając złotymi kosmykami
wielka kropla pacnęła na stonkę
ciekawe czy zdążyła przed deszczem?



ręce

Sznurki zadań utrzymują moje ręce w gotowości
potrząsam nimi w uporządkowanym rytmie
codziennie mocniej,
aż wnętrze widać na nich zmęczone

stęsknione
styrane
tarte pumeksem do ostatniej kropli goryczy

kiedyś je złożą
przylepią do świecy wosku ciepłego
nie odmówią im tej ostatniej pieszczoty…



psycholog

Wziął kamień do oszlifowania
pełen szamoczącego się życia
wszczepił wędzidło, jedyną więź
zadaniowe podejście do rzeczywistości



Przyjdź powiewie

Zaufać sobie bardziej niż tęsknocie
co tak szamocze sercem jak wiatr żaglem
ku szybkim manowcom
przeczuciu wierzyć, co zna przyjście Boga
w łagodnym powiewie, nie w trzęsieniu ziemi
pozwolić dojrzewać siwym włosom na głowie czasu
nie żałując życia, jak ktoś, kto żyć ma wiecznie

Przyjdź powiewie, kiedy zechcesz
tylko proszę daj mi się rozpoznać...



przeszłość

Worek Judaszowy
wisi na drzewie
jak owoc dojrzały
od krwi przebaczenia



przesłuchanie

Wola jak żelazny skobel
zaciska się na duszy
usta zawiera milczeniem,
a słowa wydarte bolą



pragnienie miłości

Zaspokoić mogą
kawałeczki serca
jak krople wody
w dłoniach dawane



pragnienie kawy

Czy szczerość ważna jest czy tajemnica?

Demon w twych oczach
kusił mnie skrzydłami
czarnymi jak zapomnienie
o mnie samej albo o świecie
więcej nic nie chcąc chcę zbyt wiele
przelewa się woda uczuć
płynie tyle lat jak ścieki
jak wciąż dostępna kawa
w promocji
anonimowy ateista
omijasz mnie szerokim łukiem
napęczniały lękiem przed zawałem
stereotypów ciężki orzech -
kto chciałby męża bezzębnego
głuchy krzyk prośby jak deszcz



perfekcjonista

Szamocze się z nożyczkami
by odciąć błąd,pusty wers do życia przypisany
grzesznego „mnie” korektoruje ślady
bojąc się nowego chce zatrzymać stare bycie "OK"



oswajanie

Ciepło w sercu miesza się z lękiem
jak wino z wodą
sekunda po sekundzie
odczuwany cud



oni

Opadły z serca kajdany iluzji
wraz z rozpiętą koszulą
obnażyły uczucia jak pies
na arenie świata na łyżwach
drżały po rowach serc
wypełnionych zamarzniętą miłością
prostolinijnych bliźnich
co nie znoszą krzywizn

mrowiska ich słów obeszły wszystkie radary
wykrywające człowieczeństwo
ze skóry zrobili mydło i guziki

w obecności żywych myśli
żerujących na włosach
uśpieni stukotem mechanicznych kopyt
-niech płód pooddycha jodem
chociaż jeden dzień
te brzuchy pękały…



nauczycielka

Już niedługo przestanę być dyżurną dziewicą
ratującą z opresji zbłąkanych rycerzy
lecz jeszcze odkażam sumienia
ze statkami w rzece bulgoczących uczuć
moja inicjatywa podgryza korzenie ich męskości
na nowo stają się chłopcami walczącymi patykami
by nadziewając w locie na gałąź
w innej perspektywie jak kamień kaczką puszczany
czuli więcej niż by chcieli czuć
pętlę winy na szyi



nastolatka

Za drzwiami mojego pokoju
serce i hormony
wpadają w dobrych rad
wnyki



moralność wieśniaczki

Nikt nie przegania ćmy samotności,
która uwiła sobie gniazdo w moich włosach
nikt nie odbiera wrażeń i przeżyć
jak łubianki z zebranymi owocami dnia
tęsknoty twardy ugór, nie przeorany bliskością

Wabiąc wymionami uczuć niechcianych
bezprawna bliskość cudzołożników
ryczy bólem



Miłosierny

Jesteś miłości lekiem
balsamem by skrwawioną probówkę serca wypełnić,
gdy wracam na własne miejsce
w kolejce do spowiedzi



lizuska

Zejdę do podziemia i zamieszkam z kretem
jego ślepe oczy znają mroczne tajemnice
stanie się moim guru
będę codziennie wykopywać kawałek gruntu
dumna z tych nowych możliwości
wystarczy jeśli poklepie pobłażliwie po twarzy
widząc, że pełzania nie musi mnie uczyć



Kobieta pustyni

Popękana oczekiwaniem cudu
jak wyschła ziemia przed porą deszczową
żyła z nadzieją przywiązaną białą nitką do serca

Uważała na mężczyzn jak na kaktusy
by ich, tak z dobrego serca uczuciem nie przelać
potem gnicie czy zmartwychwstanie miłości?
i rozglądać się będzie trzeba za batem motywacji
potrzebnym jak kroplówka

Po staremu nić nawlekała
dziurawe rajstopy życia cerować
skreślając wysłane życiorysy jak numery w totolotka
by nadzieja wygruziła się ponownie ze swej norki
błądząca w obcych światach jak UFO
zidentyfikowane

Przy rzece życia jak latarnia na pustyni
głębiej zapuściła korzenie miotana burzą
tylko ten śnieg - serwetki ze stołu krasnoludka
przez sen zbyt szeroko otworzyła drzwi…



iluzja

Upadła na łeb
leży nieprzytomna
wśród murów sensu
połamana prawdą



grzech

Utkwiłam
jak wykałaczka w zębie Boga
sprawiam ból
ktoś płacze…



grób

Szukałem, a ona jak trawa zielona
przebaczała niedelikatne stąpnięcia
pozwoliła mi iść po sobie, aż
znalazłem czego znać nie chciałem



EKG utworu

Emocje wierszy malują moje
ograniczoną paletą barw morza
marzeń do realizacji
odbierane jak radiowe fale lub ultradźwięki
na kartkach i monitorach komputerów
własnego czasu do przeżycia



dwie bajki Dody

Noc za krótka na sen,
kiedy bajki opowiadają zwierzęta
historia z pyska do pyska
wszystkich tembrów i ras

Za szybą samochodu
odporna na wiejskie uroki
wracam do świata klatek
ciepłego, suchego smogu

Wita kwiczenie świni
kawałek jeziora lśni w rogu
tutaj mam swoją wieś
pod kontrolą



dobra łączność

Twoja ciepła twarz
słonecznie pluska na taflę ekranu
ręce zatrzymują czas
nad klawiatury alfabetem,
gdy poprzez kabelków korytarze
nasze dusze szybsze niż promień światła
łączą się…
nie mogę pisać
dreszcz zamyka mi oczy



budowlanka i konserwator

Nie pozwalasz naprawić mostu
zatrzymujesz moją rękę z cegłą
choć już zima nadciąga
i za chwilę zastanie nas nagich
po przeciwnych stronach miłości

Szczękasz na mnie zębami z lęku,
że mam inny pomysł na architekturę,
a ty nie znosisz nowości
wolisz cichą śmierć
z wyziębionego serca



Bóg utuli Boga

W podziemnym łonie przeszłości
obrałam z łusek fasolę
plewy spaliłam by się ogrzać
ziarno zjadłam by się nakarmić

Gdy zamykam oczy
kurczy się świat,
a przez ściany trucizna wnika…
jak ryba otwieram usta
chwytając życie

Wyczołgam się tyłem
lecz ręce zostaną uwięzione
wygrywać nimi będę sonatę prawdy
wywijając tunelem świadomości
zwyczajnie jak tkaniną w rzece
obmyję się z samej siebie



Boże rzeźby

Zagłębienia, które nazywam ranami
kształtowane ludźmi – narzędziami
każda rysa zaplanowana
Jesteś Artystą Doskonałym



Boże morze

Wyciąga miasto ku morzu spod pierzyny ręce
poranny przypływ przynosi pożywienie
wszystkim bliskości gestem
do ust umówiony daje
Hostii denar powszedni
powietrze pełne soli i oleju
codzienna manna bez zapasów

Tyś jak morze co wcieleniem jest nieba
każda jego kropla odzwierciedla ciebie
wsłuchana w szelest twych sukien
podczas tańca z ziemią, usnę
w czułości morza, której wyznaczyłeś granice
więc na granatowym niebie lśnią sygnały statków
gwiazd świętych drogowskazy

Zaleca się do mnie morze roztańczone,
a może ocean miłości ?
daje się wciągnąć
nie mam już sił na szamotanie
kapituluje i trwam
jak topielec na brzytwie świadomości
noc przychodzi od morza
ciemnym pasem od horyzontu
ciepła fala ogarnia plaże
zmywając glony zmartwień
troskliwym objęciem
odpływ obmywa stół życia



bierna aborcja

Dym z papierosa
nad zapłodnionym gniazdem
drażnił nozdrza do kości ogonowej
nie merdającej



autystyczna

Schowałam się pod wielkimi bryłami
o delikatności kobiecych kapeluszy
noszą je głowy, które dzieciom
kruszą kamienie bytu

moje nogi wrosły jak korzenie drzewa
całe mchem zmęczenia pokryte
ręce wrosły w ściany
twarz w poduszkę
zduszony oddech pierzem
tylko krew nie umie wrosnąć
cicho przez okno wypływa
wraz z duszą

tam wpadam w dostępność
jak motyl rozpięta na pajęczynie
szarpie skrzydła
próbując się ukryć przed tysiącem spojrzeń

zostanie im kadłubek -
równie smaczny kąsek
dla słów jak skrzydlate lwy,
jeśli mnie odnajdą

"czy chcesz"

Rzeka dotykana wiatrem
mieni się na fioletowo, granatowo, srebrno
I nadchodzi kairos pytaniem o miłość
Zatrzymany rozum czasu
uczucia niewysłowione jak kolor rzeki
nieprzekazywalne
szczęście stojące na progu...

Życie piękniejsze od bajki
Powiedziałam TAK

Świadomość nie ujęta w dłoniach
Marzenia
W dojrzewaniu
Paraliż
Zadziwienie
Rośnie pewność
i szczęście

Co mi ze słów
jak kamienie nieociosanych
W ciszy drży tajemnica


"na próbę"

Nie odnajdę już siebie sprzed pierwszego pocałunku
mimo, iż stopy w gorączce błądzą po wydeptanych ścieżkach
wiersz już mojej duszy nie zachwyci
żadna nowa melodia nie nasyci
tylko żal mi został, melancholia

Bo już jestem inna
ale jeszcze nie nazwana
nie uchwycona
nie poznana
obca
taka nie swoja
po eleganckich stąpam pokojach

Lecz już poprzeczka została przekroczona
leży strącona


„cicho”

Skasowałam całą przeszłość
Jednym kliknięciem
I uczucia takie

Groźne kły lęku wbijają się w mózg
Czy to koniec?
Krzyczę wściekłością, że wciąż nie sięgam gwiazd
A słowo karzeł pianą na ustach drży obrzydliwie
Krew leje się z ran
A serce kamienne i twarz
I nikt i nic nie może mnie dotknąć
Bo jestem silna i niepokonana
Nic nie może mnie załamać
Nawet śmierć
Dopuszczę do siebie
Tylko jak wściekłego psa
Co rozszarpać może moje ciało
I uczucia
Lecz nie odejmie ode mnie
Bożej Miłości – nikt tego nie może zrobić cha cha cha

I kto się śmieje ostatni?
Ja


"samotność"

Bratnią duszę znalazłam,
co przekreśla siebie tak jak ja
choć nazywa to wolnością
i dookoła zucha gra

„Znów słyszę pukanie od strony dna”
lecz tym razem otworzyłam

spadając chwyciłam się lin racjonalizmu
niezrozumiana przez niego tak wiszę
obok
udając, że razem leżymy na łóżku


„furtka”

Morze, co kolorami mieni się bliskimi
zbyt hojnie się daję to znów odpływem uciekam
raz burzliwe innym razem ciche
miarowo wyrzucam z siebie ziarnka cierpień
przetykane bursztynami szczęścia

Horyzont, co nietykalnym wznosi się murem
dojrzałego nieba nad słonymi łzami,
którym nie pozwalasz wielkimi falami ciepła
obmyć swoich poranionych stóp
od nie kochania

Furtka, co w murze odchylona na drżącej sprężynie w sercu
szumi czułości morza nierównym oddechem
w chwili gdy słoneczny owoc istnienia spływa przez nią
od pochylonego nad morzem horyzontu
łącząc nas przeznaczeniem w tajemnym zetknięciu


"wolni strzelcy"

mieć kogoś tak z doskoku
ale na całe życie
tak jak się miewa promień słońca
i widok na góry szczycie,
dzikie wyspy, zabytki, cuda, nieznane kraje,
kwiaty, których się nie podlewa
lecz kiedy pragnie się dostaje
by karmiła ale tylko głodnego
znudzonemu szukać się pozwoliła
była wtedy kiedy chce
lecz kiedy nie chce by nie była



"pragnienie"

Kocham Twój brud, który przywiązuje wzrok do tej ziemi
i oczu miód, który me zmysły przenika...
Twe "piękno i brzydota utkana w jeden twór" tak mnie przejmuje,
że dusza ma i ciało jak muszla falę
Ciebie całego połyka
lecz wciąż tyle zostaje...
morza wolnego przestrzeni

"drżemka"

Otworzyłam w sobie drzwi do nowości
choć tyle obok pozostaje do zrobienia
widzę za nimi kilka możliwości
lecz wciąż nie umiem wyruszyć spod cienia
głosów mówiących o powinności

Więc tkwię w przeciągu niespełnienia
zastanawiając się: czy zamknąć drzwi ?
czy wejść ?
siły gromadzą się we mnie…

taką mnie widzisz – jak przed drzwiami drżemie…


"piosenka"

Co jest prawdą?
a co snem?
czego pragnę?
czego nie…
dokąd idę? powiedz mi,
Ty co znasz moje sny…

A ja jestem tu
i nikt
nikt nie myśli o mnie
a ja jestem tu
a wokół mnie
grasują demony wspomnień

Dokąd czekać mam?
zmarszczki na mej twarzy
TY też jesteś sam
czy coś się wydarzy?

Czekamy na cud
czekanie to trud
lecz jeśli stanie się
wszystko zmieni się

Więc po co
po co drżysz?
zaufaj
jakoś będziesz żyć
posłuchaj
jakoś musi być

Tak czy siak
czekaj
czekaj na znak

A potem popłyną wodospady
uczuć
i już niczego nie będziesz musiał pragnąć
potem stanie się to co niemożliwe
Ktoś powie do Ciebie Mamo
Ktoś powie do Ciebie Tato
z dwojga ludzi powstanie nowe życie
z dwojga ludzi powstanie nowy cud
lecz może tego nie zobaczycie
jeśli w was jest stary lud
co wędruje 40 lat przez pustynię
i umiera na niej

Bo nie wszyscy
choćby chcieli i cierpieli
nie wszyscy wejdą do ziemi obiecanej
nie wszyscy będą jeść owoce
owoce swoich marzeń
nie wszyscy będą czuć dotyk miłości
chociaż każdy żyje

„Deszcz”

Gdy zbiera we mnie się
na deszcz
to nie zapomnij parasola
płaszcz możesz też założyć
jeśli chcesz
bo dziś na smutek jestem chora

Więc pada we mnie
tak po prostu
a Ty na serca stoisz mostku
jak pusty dzban
w który się wlewa cała ta piosenka deszczu

Tak dzisiaj bądź
jak to naczynie co
wszystko przetrzyma nawet całe moje zło
i kropli ciężar
co uderza w Twoje wnętrze
muzyką mojej melancholii

Każda kropla
innym odcieniem goryczy
krzyczy
i łka

A tutaj ja
przed Tobą mgła

Więc nic dziwnego, że
dziś nie spotkałeś mnie

Kiedy tak cała w łzach
na palcach biegłam po mokrej łące

Już cicho…cicho sza
ostatnia spadła łza
i twarz tak świeża jest
jak niebo,
kiedy spadł już deszcz

Więc nie smuć się
i spójrz
jak kopytkami dźwięcząc
z gracją i pięknem
tak obficie
pije jak z dzbana
z Ciebie
życie
jakiś mały faun


23.01

Czasami lubisz mnie zaskoczyć
rozciągnąć nagle przed me oczy
paletę przyszłości tęczowej-
zadania nowe, odlotowe

Ja wtedy parskam śmiechem
jak koń lecę, pegaz frunę,
aż znów na ziemię z hukiem runę
z nagłym pośpiechem

Świat zewnętrzny zachwyca się mną
woła o moje ciało, psychikę, duszę
lecz zanim wyjdę
maskę założę i całą naturalność zduszę

Bo po co świecić mam po oczach
tym, którzy żebrzą
w Twych Kościołach,
a ja wciąż materialnie goła

Nie mam energii by się wzbić
ja tylko przędę słowa nić
jak mała pajęczyca w rogu,
do którego zapędziło mnie życie


"Przyjacielu"

Nie chcę już sama być
w tych dniach
proszę Ty ze mną bądź
nie tylko w snach
nie chcę już tęsknić
za Twoją czułą duszą
co mam powiedzieć?
czy jakieś słowa Twój upór skruszą?
ból w moim sercu -
czy Cię w ogóle obchodzi?
czuję go zawsze
gdy mój przyjaciel odchodzi
czy to jest mało
być moim przyjacielem
chcesz bym kłamała?
przecież to mija się z celem
Ty jeszcze znajdziesz
królewnę swoją maleńką
daj mi być z Tobą
pozwól mi być Irenką
wiem, że mnie kochasz
ja też Cię kocham szczerze
dlatego w przyjaźń
dobrą do końca
wciąż wierzę :)


"Adamowi"

W cieple mieszkałeś pod sercem
przenikany miłości jasnymi promieniami
rosłeś i stamtąd jak kropla wytrysnąłeś
ku światu z bezpiecznej groty

Twoje słowa, gdy gaworzyłeś
brzmiały jak słodka piosenka
czekano, aż wypowiesz
swoje pierwsze

Towarzyszył Ci życzliwy dotyk
stawiałeś kroki
dbano byś nie uraził swej nogi

Twoja buzia jadła mniamniuśne

Ktoś bliski tłumaczył Ci nazwy rzeczy
byś nie mylił ogórka z krzesłem

Wkrótce chciałeś sam jeść, sam chodzić
sam wszystko...

Usuwali się Tobie z drogi
ręce coraz rzadziej musiały Cię podnosić
myślałeś, że jesteś sam dzielny

Zacząłeś się wstydzić czułości
cofałeś się przed pieszczotliwą ręką
nie chciałeś by kumple zobaczyli,
że jesteś miękki

Wkrótce przestało Ci wystarczać to co masz
bo zapomniałeś skąd wyszedłeś,
że wtedy potrzebowałeś do szczęścia
jednej osoby

Jednak choć bardzo się starałeś
sam nie mogłeś sobie pomóc
wtedy w końcu odkryłeś, że samodzielność
nie równa się szczęście

Zapragnąłeś być dla innych grotą,
w której mogliby się ukryć przed wiatrem nocy
lecz nie wiedziałeś jak sprawić by do Ciebie przyszli

Siedziałeś i płakałeś
pusty i zimny

Aż wyszedłeś z siebie...wyszedłeś na zewnątrz

Zobaczyłeś ludzi - jak puste, zimne groty
w oddali leżące i płaczące

Najbliżej w zasięgu Twego wzroku był jeden człowiek

Nic nie mógł Ci dać, po ludzku nieopłacalne było dawać mu swój czas,
niczego nie mogłeś na nim zyskać

Lecz podniosłeś go i ukryłeś w sobie
ogrzewałeś i karmiłeś,
aż stał się Twoim przyjacielem

Potem, gdy zasłabłeś on Cię karmił
podtrzymywał Cię na duchu
dzieliliście radość i gorycz życia

Przyjaciel odmienił Ciebie,
szczęśliwym zobaczyłeś swój los
wiedziałeś, że cokolwiek się stanie
masz to z kim dzielić...


"gniew"

Smutek, lęk, agresja
zawsze mówi coś nie tak
On kochał tyle przede mną
a teraz milczy jak wrak

Wypalony nadziejami
szuka ciepłych ust
by już nie żyć marzeniami
a być teraz, tu

Ja w tym jestem jak przystanek
na ostrym dyżurze
i mym sercem poszarpanym
kolejnemu służę

by nie być sama

może dlatego płakałam


"walcz o nas dla nas"

usta, nasze rozłączone usta
a z nich wiała jak ze studni mowa pusta
stąd ta trąba
co rzuciła nas daleko od siebie
nieprzytomna
cisza, zapadła cisza
tylko tęsknotę słychać
kroplami żłobi mi serce
czemu..nie pytam nawet
tylko się żale
tym rozłączonym dłoniom
nie walczyliśmy
porwani
upadli
to piekło..usuwaliśmy z pamięci okruszki pączków
numery

a potem odnalazłam gałązkę z Twoją łzą,
którą wypiłam
ożyłam


"Nie czytaj w myślach mężczyzny"

dla altruistek


Mężczyzno szukający ideału
po wielu przygodach
czystej, innej

Ty nie rozumiesz, że ona
chce Ci zastąpić je wszystkie
próbując odgadnąć Twe pragnienia
w zwykłą dziewkę się zmienia

Tracisz ją, ona traci Ciebie
przez miłość, co chce uprzedzać
czytającą w myślach



Gdybyś zrozumiała, że on nie chce
byś była taka jak inne

Gdybyś wiedziała, że on chce byś była stała
jak niezmienny posąg
w swych zasadach wytrwała
pomimo, iż próbować Cię będzie

Lecz Ty zawiodłaś
dałaś się uwieść jego słowom
tym samym stałaś się z bliskiej
obcą mu osobą, której nie chce

Teraz możesz tylko płakać
nad utraconą niewinnością
przez pychę swoją,
która myślała, że wie lepiej
przysłoniła Ci jego prawdziwe pragnienie
pięknej czystej skromnej stałej wiernej

zgubiła Cię twoja niewiara w jego prawdziwe ja
w swoich myślach pozwoliłaś mu stać się zwierzęciem
i potraktować siebie jak rzecz

A on nie chciał być zwierzęciem
lecz bogiem
chciał się wznieść ponad zwierzę
przy Tobie

Rzucił Cię więc
by przy innej bogiem się stać

Takiej, która nie obniży poprzeczki.

Nie obchodzi go rzeczywistość,
że w sobie masz i dobro, i zło
on chce w bajki wierzyć
siły mu do walki może dać
on z aniołem chce żyć
nie obchodzi go prawda
jest zbyt słaby by ją znać.