poniedziałek, 3 marca 2008

prawie książka

03.03.2008 postanowiłam zacząć pisać książkę,
zakończyłam 30.03.2008

( korzystałam z wcześniejszych moich tekstów i z linku http://pl.wikipedia.org/wiki/Dysonans_poznawczy )


Tytuł: POJEDYŃCZA


Wyszło z tego dłuższe opowiadanie w częściach :)

Spis treści:

Przedrozdział
Półrozdział
Sedno
Dwurozdział
Ciąg dalszy


Przedrozdział

Filipowi zależało na dokonaniu dobrego wyboru. Podjęcie decyzji nie było łatwe ani oczywiste, każdy z wariantów miał swoje plusy i minusy. Założyć rodzinę i spełnić się jako niezastąpiony mąż i mądry ojciec, czy przejść na zawodowe swatanie młodzieży i przysłużyć się dla dobra ukochanego kraju ? Mężczyzna miał poczucie całkowitej swobody w swoim wyborze lecz także świadomość, że decyzja, którą podejmie jest nieodwracalna.

Filip włączył telewizor. Na dwójce prezydent wygłaszał właśnie przemówienie:

Indywidualizm.
Kto by się spodziewał, że ta poniekąd pożądana cecha człowieka, doprowadzi do upadku normy tak dalece, że w XXI wieku każdy sam stanowić będzie dla siebie normę.Jak wiemy z powodu nieskończonej ilości norm, znalezienie rozumiejącego nasz system wartości partnera życiowego graniczy z cudem.Ponieważ fala singli osiągnęła zatrważająco wysoki poziom, nie wystarczą już biura matrymonialne ani internetowe portale randkowe do kojarzenia par.Rząd już od dawna interweniował w ten problem.Nie pomogło wprowadzone do szkół wychowanie seksualne ani specjalny przedmiot w liceach „parowanie”, gdzie odgrywano scenki pomagające w zawiązywaniu relacji między płciami.W 2015 r. państwa krajów europejskich wydały ustawę by kojarzenie par odbywało się co roku w wakacje na specjalnych obozach integracyjnych.Z duma chciałem powiadomić, iż od tego roku, każda panna i kawaler dostanie wezwanie do stawienia się w koszarach obozu kojarzenia par.Mamy nadzieję, iż tegoroczny obóz zaowocuje w przyszłości przyrostem naturalnym, tak byśmy nie pozostali w tyle za naszymi sąsiadami.

Filip czekał na to przemówienie od kilku godzin, od jego pojawienia się na antenie zależało, jak on emerytowany nauczyciel fizyki, spędzi tegoroczne wakacje. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy budowa obozu została już definitywnie zakończona i czy aby nie uda się przesunąć eksperymentu na następny rok. Niestety prezydent przemówił, klamka zapadła.

Hipoteza Filipa potwierdziła się. To był ten rok, w którym powinien zdecydować co robić dalej ze swoim życiem. Teraz już nie miał czego sprawdzać, nie miał po co pytać.


Półrozdział

Od 2000 roku zaobserwowano znaczące zmiany w klimacie. Cały świat z grymasem bólu smakował zrodzonych przez zanieczyszczenie środowiska zgniłych owoców powodzi, pożarów i innych klęsk żywiołowych. Jednakże Bóg nie dopuszcza zła, jeżeli nie może z niego wyprowadzić większego dobra. Wkrótce, zgodnie z Pismem, ostatni stali się pierwszymi.

Nad Afryką zapanował klimat umiarkowany, co pozwoliło na odkrycie dotychczas nie wykorzystanych terenów, skarbów natury. Najbardziej jednak przełomowym wydarzeniem było znalezienie pod wcześniejszymi pustyniami kamieni szlachetnych. Diamenty dały władzę narodom, które przez wiele lat uważano za kraje trzeciego świata. W krótkim czasie czarnoskórzy bogacze zostali prezydentami większości krajów na świecie, uwypuklając wartości związane z wielodzietnymi rodzinami.

Tuż za nimi plasowali się japończycy i chińczycy, u których walka z żywiołami zrodziła solidarność i wolność religijną. Świat stał się globalną wioską, gdzie państwa posiadały różnych kulturowo obywateli. Promowano folklor i uczono się go na historii. W 2012 uczeni wynaleźli bombę ochronną, która wystrzelona uzupełniła braki w atmosferze. Po ustabilizowaniu się klimatu największym zagrożeniem stało się naturalne zamieranie narodów z powodu świadomej bezdzietności. Na świecie powstała kampania wieloletnia nastawiona na promowanie rodziny. Znaczenie poszczególnych państw na międzynarodowej scenie zależało od ich płodności.

Jednakże pokolenie XXI wieku byli to ludzie wychowani na dziesiątkach lat konsumpcjonizmu, chorej ambicji i wybiórczości singlowania. Samotność była to choroba śmiertelna nie tylko dla jednostek kończących samobójstwem lecz przede wszystkim dla społeczeństwa. Zakodowany lęk przed wiązaniem się z drugą osobą powszechnie racjonalizowano pragnieniem samorozwoju i ograniczenia problemów życiowych do minimum.

Każdy rząd, jak matka o zdrowie dziecka, musiał walczyć ze swoimi obywatelami pilnując przyjmowania gorzkiego lekarstwa. Promowanie rodziny, nastawienie na prokreację stało się codziennym tematem w polskich mediach. Najpierw zakazano puszczania w telewizji szkodliwych filmów, pornografię karano więzieniem. Zaczęto dużo mówić o altruizmie, chwalono osoby, które potrafiły troszczyć się o kogoś innego, a nie tylko o siebie i własne sprawy. Karmiono obywateli programami promującymi wierność. Do lamusa odeszły wszelkie romantyczne bzdety. Zakazane było to, co może szkodliwie wpływać na rodzinę i co mogłoby ją rozbić.

Następnie prezydent postanowił co roku nagradzać medalami wielodzietne rodziny, które to wydarzenia głośno komentowano w mediach. W szkole na godzinie wychowawczej nauczyciele stawiali młodzieży za autorytet małżeństwa, które przeżyły w wierności i miłości całe życie. W centrum każdego miasta postawiono pomnik konkretnej wielodzietnej rodziny i nazwano kilka szkół, i ulic nazwiskami godnych naśladowania par. Rząd zaangażowany w te dzieła wprowadził także przywileje dla wielodzietnych rodzin w postaci bonów żywnościowych, darmowych napraw w domu, a także kulturalnych i sportowych imprez na świeżym powietrzu.

Jednakże wszystkie te zabiegi nie przyniosły spodziewanych efektów, społeczeństwo było zbyt chore by w przeciągu kilku lat stanąć na nogi. Prezydent więc ostatecznie zarządził wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu łączącego płeć przeciwną oraz obowiązkowe letnie obozy dla szczególnie beznadziejnych przypadków zatwardziałych singli. Od 2015 roku pod koniec czerwca wojsko i policja chodzili po domach i zabierali wyznaczone osoby w wieku od 21 do 35 lat. Jeśli ktoś unikał obozu był poszukiwany listem gończym, aż do skutku, a jego rodzina była pozbawiona darmowych atrakcji organizowanych dla rodzin singli nie sprawiających problemu.

W kręgu nauczycieli zrodził się nowy zawód, chociaż nadano mu starą nazwę swata. Było to popularne zajęcie lecz mało osób było w tym dobrych. Zdarzało się tak, że ktoś po studiach trzy lata pracował w zawodzie nauczyciela, a potem jako swat. Właściwie każdy nauczyciel miał możliwość wykazania się i wykorzystania swoich pomysłów czy wiedzy, którą zgromadził w pracy z młodzieżą. Połączenie stu par było nagradzane medalem wręczanym przez prezydenta. Po tysiącu skojarzonych parach można było przestać pracować i odejść na wcześniejszą emeryturę, dostając do końca życia pieniądze od rządu za przysługi wyświadczone społeczeństwu. Co roku najlepszych czterech emerytowanych swatów jechało na obóz dla singli.

Obóz w Polsce był prosty w porównaniu z obozami w innych krajach. Miejsce dla swatów stanowił budynek, który z zewnątrz przypominał skałkę w górach Stołowych. Architektura XXI wieku stanowczo poszła w kierunku naturalistycznym, najpierw dywany robiono w kształtach i wzorach kamieni, potem powstały całe osiedla przypominające górskie widoki.

Od środka budynku jak w weneckim lustrze można było widzieć wszystko co znajdowało się na zewnątrz, miało się wtedy wrażenie, że budynek nie ma ścian, podłogi czy sufitu. Na szczęście nie były to wieżowce czy drapacze chmur. Na dachu było lądowisko dla helikopterów, którymi zlatywali się swaci.

U podnóża góry rozciągała się dolina w kolorze szachownicy. Stanowiły ją sale dla singli, z białymi dachami dla kobiet i czarnymi dla mężczyzn. Uczestników z zawiązanymi oczami dowożono specjalnym metrem wybudowanym pod polską pustynią. Potem sześćdziesiąt cztery osoby dzielono na czterech swatów, którzy rozwozili ich do sal specjalnymi busami i dopiero wtedy zdejmowali im opaski z oczu.

Każdy pokój o wielkości sali gimnastycznej umożliwiał relaks, swobodne poruszanie się, a nawet możliwość pobiegania. Był urządzony jak mały apartament, z wizualizacją dużych przestrzeni, naturalnymi widokami i komfortem. Osoby nie były podglądane czy filmowane, zachowano szacunek dla ich prywatności. Jedyną niedogodnością było odcięcie od wiadomości i świata zewnętrznego. Sale nierozłącznie były scalone ze sobą jak pola szachownicy, pod kontrolą alarmów i czujników monitorujących stan życiowy uczestników i zawartość tlenu w powietrzu. Dachy sal zrobiono ze specjalnego szkła odpornego na zniszczenie.

Swaci codziennie przemieszczali się busikami po szachowej dolinie.Przez wejście w dachu schodzili na rozmowy z podopiecznymi i dostarczali im żywność.Przylot Filipa i jego trzech towarzyszy odbył się zgodnie z planem, na tyle wcześnie, by mogli podzielić się kartotekami singli i się z nimi zapoznać. W kartach uczestników umieszczono dane z drzewa genealogicznego ich rodzin, badania psychiatrów i psychologów, lekarzy ogólnych, jak także ankiety wypełnione przez uczestników na różne tematy. Filip miał fotograficzną pamięć, zwłaszcza do twarzy, łatwo zapamiętywał fakty i błyskawicznie przeprowadzał ich analizę.Lecz z doświadczenia wiedział, że będzie miał do czynienia z osobami dalekimi od ideału.

Poddawał podopiecznych różnym ćwiczeniom by rozpoznać, który element ich osobowości jest bardziej podatny na zmianę: zachowanie czy myślenie, postawa.

Jeśli wykrył słabość poglądów stosował zasadę słabej kary, by wyćwiczyć potrzebne zachowania. Gdy któraś z kobiet nie chciała zakończyć rozmowy z płcią przeciwną w wyznaczonym czasie, odbierano jej możliwość samodzielnego gaszenia nocnej lampki i wyłączano ją odgórnie, od godziny ciszy nocnej. Kiedy wszystkie uczestniczki stały się zdyscyplinowane, wycofano tą słabą karę. Ponieważ żadna z uczestniczek nie mogła uzasadnić swojego zachowania tym, że boi się kary, więc swoje zdyscyplinowanie musiała uzasadnić sama przed sobą - zmieniała swój pogląd i myślenie tak, by pasowało do czynów, których nie robiła. Do końca w obozie panował wzorowy porządek, gdyż wcześniej krnąbrne uczestniczki same doszły do przekonania, że ich zachowanie było niepoważne. A słaba kara zastosowana na początku odniosła długotrwały skutek.


Sedno

Ponieważ wszystkie uczestniczki były religijne, Filip poprosił je by ułożyły wspólną modlitwę, w której każda z nich będzie mogła siebie wyrazić.

"Dziękuję Ci, że wciąż jestem tą samą osobą od tylu lat. Choć moje prośby się zmieniły nie zmieniło się jedno – ten sam sposób modlitwy, to liczenie na Ciebie, zaufanie Tobie, oparcie na Tobie. Dziękuję, że jestem jedno jak rzeka, która choć się zmienia jest wciąż rzeką, dążącą do Oceanu Twojej Miłości. Jestem pojedyńcza jak słońce, wiatr, deszcz choć składam się z wielu kropli, a każda jest inna. W każdej z nich jestem sobą. Choć zmieniają się krople w rzece, choć w jednym miejscu będzie prąd, w drugim muł, wciąż jestem rzeką i nie ma w tym sprzeczności, wciąż jestem górą, lasem, jeziorem, morzem. Jestem pojedyńcza na Twoje podobieństwo, bo Ty też jesteś Jeden choć w Trzech Osobach. Ja jestem jedna, w piętnastu osobowościach. Pojedyńcza, unikatowa. Wszystko jest stworzone na Twój obraz, wszystko jest jedne, nic nie zastąpi wiatru, deszczu, rzeki, morza, lasu, gór, jaskiń, słońca, mnie. Kocham Cię Boże w Trójcy Jedyny. W ziemskim krajobrazie pozwalasz nam łączyć się, jak śnieg tulący się do gałęzi drzew, jak wiatr rzeźbiący fale morza, tak jesteśmy wobec siebie na tej ziemi. Jednak samotni wobec siebie nawzajem i nie zrozumiani. Tylko w Tobie Jezu znajdujemy podobieństwo. Bo z Twoich myśli wychodzi wszystko co istnieje. Ty to utkałeś, znasz i rozumiesz. Do Ciebie wrócimy na wieki, na miejsce, które nam przygotowałeś w swoim sercu. Jakże moglibyśmy czuć się samotni widząc w Twoich myślach swoje odbicie ? Bliźniacze serce Jezusa odbijające każdą kroplę rzeki, każdy płatek śniegu, przyjmujące mnie, oczyszczające, uświęcające. Każda moja cząstka należy do Ciebie, jest w Twoim kochającym Sercu zanurzona, przebaczona, odkupiona Twoją krwią Jezu."

Odniesienie do Wszechmogącego było konieczne, aby nie zostawiać uczestniczek samym sobie ze swoimi problemami, lecz aby je otworzyć na przemianę wewnętrzną, zmianę zatwardziałych poglądów i otwarcie na wolę Bożą: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się…”


Dwurozdział

Po zakończonym obozie Filip napisał raport, w którym opisał wspomnienia podopiecznych, według metody samopoznania, która mówi:
„Zobacz, co pamiętasz, a poznasz jakie masz przekonania.”

Z raportu Filipa

Zgodnie z Ustawą nr I Komisji Państw Europejskich o tajnych badaniach związanych z prokreacją, przedstawiam co następuje:

Jedenaście, z szesnastu powierzonych mi uczestniczek obozu nie nawiązały trwałych relacji z płcią przeciwną. Przerośnięta samoświadomość przeszkadza im w osiągnięciu homeostazy.


b1

Z rozmów:

„Nie wiem dlaczego zawsze starałam się znaleźć jakieś ideologię, wytłumaczenie, racjonalizację, coś co da mi się przystosować do tego świata. Nie wiem czy szukanie przystosowania do świata ma jakiś sens, dlatego, że jest to pewien rodzaj grania jakichś ról, które mają pomóc stać się normalnymi, czyli wartościowymi osobami, akceptowanymi, które mają coś do dania, których egzystencja ma jakiś wymierny sens.

Jednak podświadomie czułam, że nie jest to mi potrzebne – udowadnianie komukolwiek, że moja egzystencja ma wartość, przez to, że jestem kimś podobnym do nich, do tych wszystkich matek, które umieją gotować zupki, do tych wszystkich kobiet, które wiedzą jaki numer buta nosi ich mężczyzna.

Myślę, że czułam się zawsze, nie tyle dzieckiem, co istotą ciągle na tym samym poziomie rozwoju, tak jakby wiedziałam, że nie mogę stać się kimś innym niż jestem, właściwie od dziecka miałam zawsze taki sam charakter, zawsze byłam tą samą osobą, ale tego nie umiałam wyrazić, wiedziałam, że nie zmienią tego żadne umiejętności. Był to jakiś sposób przeżywania samej siebie, nawet gdy robiłam naleśniki czy cokolwiek to wkładałam w to całą swoją osobę, nie chodzi o zaangażowanie tylko chodzi o przeżywanie tej czynności, ja wyrażałam się w tym co robiłam i wiedziałam, że to jestem ja i że nikt inny by tego nie zrobił w ten sam sposób, nawet gdy bawiłam się kiedyś jak byłam dzieckiem, to wiedziałam, że nikt inny by w ten sposób się nie umiał bawić, nie umiałby w ten sposób patrzeć na rośliny, na zwierzęta, była to specyficzna forma ale było to coś tak bardzo osobistego.

Wiedziałam po prostu, że nie szukam zrozumienia ale też jednocześnie chcę je znaleźć. Wiedziałam, że nie jestem w stanie się zmienić, już od dziecka to wiedziałam, wiedziałam tylko, że jestem w stanie się przystosować, nauczyć się grać kogoś innego, po to żeby inni ludzie nie wybałuszali oczu na mój widok, nie dziwili się mojej inności, chociaż zawsze miałam świadomość tej inności. To była świadomość głęboka, towarzyszyła mi ona od dziecka. Patrząc na wszystko co się działo dookoła , wiedziałam, że to co ja przeżywam – nikt inny by tego tak nie przeżył, nikt z otaczających mnie ludzi. Może to było poczucie jakiejś wyjątkowości i tego, że nikt kogo spotkałam do tej pory nie potrafił w taki sposób patrzeć.

Kiedyś oczywiście jeszcze nie miałam rozwiniętego sposobu myślenia, dopiero to się rozwinęło poprzez kontakt z innymi ludźmi, którzy nauczyli mnie mówić, otwierać się, kiedyś nie widziałam siebie, nie umiałam siebie tak obserwować, nie wiedziałam co z czego wynika i dlaczego, nie umiałam też mówić za bardzo o swoich uczuciach, o swojej inności, o swojej wizji, o spostrzeganiu świata ale już jak zaczynałam się dzielić na grupkach dzielenia widziałam, że moje dzielenia odbiegają od grupy. Nie chodziło mi o to, że jestem lepsza od innych, chodziło mi po prostu o to, że mam świadomość swojej odrębności, tego, że nie ma drugiego człowieka, który w ten sam sposób by patrzył na rzeczywistość, który w ten sam sposób by przeżywał tą rzeczywistość.

Ja wiedziałam dlaczego robię pewne rzeczy, od pewnego momentu swego istnienia, wiedziałam, dlaczego szukam racjonalizacji, znałam wszystkie przyczyny swojego działania, a jednocześnie wiedziałam, że nie umiem zmienić swojego sposobu bycia. Rozumiałam siebie, rozumiałam dlaczego coś robię, rozumiałam przyczyny, starałam się też rozumieć innych ludzi, ale nie zawsze miałam pełne informacje na ich temat aby ich zrozumieć.

A często było tak, że ludzie nie chcieli mi podawać informacji dotyczących siebie, dlatego, że bali się tego, że za każdym razem, kiedy oni mi podają nową informację, ja wyciągam wnioski, tak jakby całokształt buduję od razu na podstawie tych informacji, które znam. To było coś takiego, co zawsze też robiłam ze sobą, ze swoim wnętrzem, gdy dowiadywałam się jakiejś nowej informacji, to starałam się ją przystosować do siebie, tak żeby ona wtapiała się w moją wewnętrzną osobowość, żeby nie kolidowała z tym co było wcześniej – podobno jest to cecha introwertyków – przyswajanie wszystkiego do wewnątrz, tego co jest na zewnątrz.

Tak też robiłam z innymi ludźmi. Każdą informację, którą otrzymywałam od nich, starałam się przyswoić do całościowego ich obrazu i za każdym razem ten obraz się zmieniał.

Może najgorszy był moment był gdy następowało pewne znużenie, znudzenie danym człowiekiem, kiedy chciałam żeby już obraz jego był wypełniony, całościowy, jakby nudziło mi się układanie puzzli odnośnie tego człowieka, tak samo jak czasami nudziło mnie zajmowanie się mną samą, wolałam się zająć kimś innym. Takie znudzenie tak jakby materiałem, odkrywaniem jakiegoś człowieka, przedmiotu czy czegokolwiek i potem jakieś takie, chęć oderwania się od tego.

Wiedziałam, że moje szaleństwo jest tak nudne czasami może dla innych. Tak nudne, że wychodziło jak jakaś sterta bzdur, szaleństwo, które jest bzdurą, o którym nie warto mówić, o którym nie warto myśleć, pewna wizja, która nie mogła być wykorzystana przez nikogo. Nikt nie mógł wykorzystać mnie ani mojej wizji, nikt nie mógł mieć ze mnie żadnej korzyści, bo za każdym razem miałam obraz tego człowieka inny.

Za każdym razem, gdy dostarczał mi jakąś inną informację o sobie lub kiedy ja wyobrażałam sobie coś na jego temat, starałam się znaleźć rozwiązania, które pasują do jego osoby, gdy nie miałam wszystkich informacji. I powstawała w ten sposób osoba nierzeczywista, właściwie mój obraz osób był nierzeczywisty.

Zastanawiałam się co mogę zrobić, żeby się przystosować do tych ludzi, żeby stać się jedną z nich. Wydawało mi się, że kiedy osiągnę ich szacunek to będę szczęśliwa.

Są to pytania, które ludzie sobie zadają ciągle, tak mi się wydaje i dlatego też tak bardzo szukają czegoś co by mogło dać im to poczucie bezpieczeństwa. To budowanie tak zwanych ludzkich oparć, że ludzie zdobywają wykształcenie, pracę dobrą, ładnie się ubierają kobiety, nie robią tego dla siebie, dla własnej potrzeby, chociaż niektóre też…ale ja na przykład nie robię tego dla siebie, robię to dlatego, że tego wymaga kanon społeczny. Gdybym była murzynką to pewnie bym chodziła w samej trawce na biodrach, żeby pasować do reszty społeczeństwa.

I nie wiem co dalej tak naprawdę…nie mogę sobie powiedzieć, że od dzisiaj uczę się gotować, od dzisiaj wychodzę w świat, zacznę chodzić w krótkich spódniczkach, nosić paznokcie pomalowane itd., bo to co ja robię to jest tylko takie minimum dostosowania się, na które naprawdę wydałam kawałek siebie, żeby się dostosować i nie jest to coś naturalnego we mnie. Naturalne we mnie jest siedzenie w kącie i chrzanienie (za przeproszeniem ) głupot. I robienie sobie różnych teorii, kombinowanie teorii, świat teorii to jest mój świat.

Kiedyś uznawałam, że to jest dobre, bo tak mi ludzie mówili, że to jest dobre, a teraz widzę, że dobre jest coś innego i że nie potrzebuję czegoś innego – gdybym potrzebowała to bym poszła. Bo człowiek kiedy jest głodny to idzie bierze sobie chleb, kiedy jest brudny to idzie się myje, kiedy potrzebuje się pomodlić to się modli i nie trzeba go do tego zmuszać. Kiedy ja potrzebuję przyjaciół to szukam kogoś w Internecie, na chacie i rozmawiam z tą osobą. Kiedy potrzebuję faceta, to sobie znajduję faceta. A kiedy widzę, że coś jest mi niepotrzebne, że coś nie jest dla mnie wartością, to wtedy to tracę, wtedy z tego rezygnuję. Dlatego, że nie jest to zintegrowane ze mną, z moim wewnętrznym ja, nie stanowi to o mojej wartości.

I to jest zadziwiające, że dopiero wtedy kiedy coś tracę, to sobie uświadamiam, że to nie stanowiło o mojej wartości, że to nie był ten pokarm, że to nie był ten napój, że to nie był ten sen czy coś co jest mi niezbędne do życia. Tak jakby te wszystkie zbędne rzeczy odpadają. np. ludzie, mężczyzna, związek, dziecko, mąż. To wszystko okazuje się być zbędne, nawet przyjaciele czy znajomi, wszystko to okazuje się być zbędne. Niezbędne jest jedzenie, picie, spanie, ubranie, czasem dom, praca. To są te niezbędne rzeczy, bez których nie mogę żyć. Często nie mogę żyć bez TV, bez czekolady, może bez zwierząt w pokoju moim, bez tego nie mogę żyć. To nie znaczy, że jak to stracę to nie będę mogła już żyć dalej ale to znaczy, że jest to pierwszą rzeczą, której będę poszukiwać jak to stracę.

Nie znaczy to, że nie mogę żyć bez pokarmu ale będzie to pierwsza rzecz, której będę szukać, gdy tego nie będę miała. Tak samo z pracą, ze snem, z pieniędzmi. Okazuje się, że tylko to czego szukam – jeśli to utracę – jest tak naprawdę mi niezbędne ! Okazuje się, że to, że utraciłam te wszystkie praktyki – to wcale nie było mi niezbędne do życia, nie szukałam tego, nie było to dla mnie priorytetem, okazuje się. Ale całkiem coś innego-czekolada, nagrywanie swoich słów, wynajdywanie różnych teorii, prowokowanie ludzi do myślenia.

I to jest tak, że ja nie umiem tego wytłumaczyć innym ludziom, ja po prostu nie umiem im czasem wytłumaczyć, nie umiem im czasem zaufać na tyle by pokazać im swoją prawdziwą twarz..”


W lustrze:

„W czasie rozmowy była strasznie otwarta, w ogóle mówiła o sobie wszystko różnym ludziom, to było trochę takie nienormalne, wprawdzie miała temperament też nerwowiec, więc cechy się jakby pokrywały ale ogólnie to miała osobowość ciężką, miała zmienne nastroje, ulegała emocjom, była niestała w uczuciach. Dawała sprzeczne informacje ludziom do wiadomości, także oni się po prostu gubili, mieli taką huśtawkę i chaos, i nie dawali rady jak czytali różne rzeczy, które im pisała, bo najczęściej pisała jak miała nastrój kilkadziesiąt smsów, zapychała skrzynkę tym mężczyznom albo wydzwaniała do nich, godzinami z nimi gadała czasami, nie wiedziała co jest normą, a co nie, nie wiedziała co wypada, a co nie, jak ma się zachować, nie czuła żadnego skrępowania, od razu opowiadała całe swoje życie, była naiwna maksymalnie, dzwoniła o różnych porach dnia i nocy z głupimi problemami albo raz mówiła, że kogoś kocha, a za 5 minut, że się z nim rozstaje. Byle zobaczyła jakąś drobnostkę bez składu i ładu gdzieś, była tak porypana, że nawet jakby ktoś chciał to nie mógł się z nią związać, bo z nią było jak z chorągiewką, nikt nie wiedział co za chwilę jej odwali, czy będzie miała dobry nastrój, czy nie zerwie, czy jutro jej kocham będzie znaczyło to samo co dzisiaj.”


d1

W lustrze:

„Była bardzo samotna, kiedyś w dzieciństwie lubiła bawić się sama, rozwinięta wyobraźnia, lalkę kazała powiesić na drzewie, rower zostawiła w polu, nie umiała się przywiązać do nikogo i do niczego, ponieważ nie było w niej siły przywiązania, ponieważ bardzo często się przeprowadzała w różne miejsca, jeździła po całym świecie i właściwie nigdzie nie miała przyjaciół, miała może z jedną lub ze dwie przyjaciółki, a tak naprawdę to ludzie przychodzili i odchodzili w jej życiu i nie umiała nawiązać kontaktu, a wszystkie kontakty, które miała to ona kasowała, poznawała ludzi i ich wykasowywała – i to właściwie był cały ciąg jej życia. Nie umiała się z nikim zaprzyjaźnić i być z nim dłużej, ponieważ wszystkich ludzi wykasowywała, poznawała i wykasowywała, to był jej sposób życia po prostu. Była introwertyczką, zyskiwała prace, traciła pracę, to był jej cały świat. Nie umiała nawiązać stałej relacji i w niej wytrwać. Taka właśnie żyła i to było dla niej po prostu straszne. Osobowość infantylna, nie chciała rozmawiać z ludźmi, wolała bawić się w wymyślone gry.”


f1

Z rozmów:

„Ludzka pstrokacizna, a w niej biało-czarny Bóg-Człowiek-światło, krew, chleb, czystość, prostota. Ludzie dążący do świętości noszą jednokolorowy strój biały, czarny, brązowy. Słońce, niebo, morze ma jeden kolor, a taki niewyczerpany w odcieniach.Kiedy będę miała tylko Boga, który jest niewidoczny, pod postacią Chleba i siebie, i nikogo więcej, na nikogo więcej nie będę mogła liczyć, Po prostu na Boga tylko będę mogła liczyć i tylko na siebie. I tylko Bóg poda mi przez kogoś, przez obcego człowieka szklankę herbaty, podetrze mi tyłek. I co wtedy ?”


W lustrze:

„Była bardzo religijna, zakochana w Bogu, czytała tylko książki religijne, przez wiele lat była we wspólnocie, kochała książki, duchowość, uważała, że może żyć dla Pana Boga, że do końca życia może żyć we wspólnocie, z siostrami, w zgromadzeniu, uważała, że musi się poświęcać, śpiewała w chórze, opiekowała się osobami chorymi staruszkami, chciała służyć Bogu i ludziom. Miała kierowników duchownych, była na różnych formacjach zamkniętych, pokonywała siebie – sprzątała pomieszczenia z pająków, śpiewała publicznie w chórze. Po wyjściu ze zgromadzenia szukała katolika praktykującego, bliskości, seksu po ślubie.”

Filip widział w tych wspomnieniach starą zasadę psychologiczną „Chcesz aby ktoś cię lubił, to spraw aby coś dla ciebie zrobił.” Gdyż jeśli osobie nie lubianej wyświadczamy z własnej woli jakąś przysługę, to dodajemy do niej także swoją sympatię, aby nie wyjść w swoich oczach na głupca, który robi przysługi nie lubianym przez siebie osobom. Więc podopieczna robiąc coś czego nie lubiła, dla osób, których nie lubiła, musiała w końcu sama siebie przekonać, że ich lubi, i że to co robi ma sens.


h1

Z rozmów:

„I to jest chyba właśnie to, że szukam ludzi, którzy mnie zrozumieją. np. moja mama, moja siostra, one mnie rozumieją, tak mi się wydaje, w każdym razie mniej więcej rozumieją mój świat, który jest inny od ich świata. Rozumieją mniej więcej moje potrzeby, które są inne od ich potrzeb. I wcale to nie oznacza, że muszą być ze mną 24 godziny na dobę, wystarczy, że mnie rozumieją i to jest taka więź, która jest głębsza i która dba o pewne rzeczy, które są niezbędne np. o jedzenie, o picie.

Zawsze mi się wydawało, że miłość to polega na tym, by wyrażać te uczucia, emocje, przytulanie itd., takie duperelki, mówienie kocham Cię itd., ale nie, bo jak człowiek jest głodny to kocham nie wystarczy ! wtedy to jest puste słowo.

Więc myślę, że matka, która daje dziecku pokarm, picie, jedzenie, też czułość ale nie przede wszystkim. Przede wszystkim jedzenie i picie, daje mu możliwość wyspania się, możliwość bezpieczeństwa, daje mu to co jest mu naprawdę najbardziej potrzebne. I też możliwość wyrażenia siebie poprzez krzyk i też przez akceptowanie tego, ze to dziecko właśnie tak wyraża siebie – inaczej niż człowiek dorosły. To jest dla mnie właśnie wielkość Matki, która jest w stanie uznać odrębność innej istoty ludzkiej. Jego właściwe potrzeby, nie iluzoryczne! I chciałabym być taką matką kiedyś, jeśli będę w ogóle. Chociaż dla mnie – decydowanie o losie innego człowieka…nie wyobrażam sobie…wolałabym żeby to była raczej służba…raczej takie karmienie, pojenie, dbanie o bezpieczeństwo tego człowieka, służba temu człowiekowi małemu, niż władza nad tym człowiekiem, żeby go uczyć myślenia czy życia. Bo ja wiem, że każdy człowiek jest odrębny. Ale nie wiem czy wystarczyłoby mi takiej odpowiedzialności i takiej siły, żeby po prostu takiemu człowiekowi małemu służyć w sensie zaradności. Nie wiem czy by mi starczyło zaradności. Bo czasem wydaje mi się, że ja sama sobie samej nie jestem w stanie zapewnić tych podstawowych rzeczy jak jedzenia, picia, spania, że ja sama muszę się kontrolować żeby troszczyć się o swoje własne ciało, psychikę. To jest trudne.”


W lustrze:

„Nie czuła w sobie instynktu macierzyńskiego, bardzo się bała wszystkiego związanego z odpowiedzialnością jakąkolwiek. Zawsze ktoś ją wyręczał w jej życiu, zawsze ktoś umiał w jej życiu coś lepiej od niej i ona nie rozwinęła w sobie takich podstawowych rzeczy, jak np. nie miała umiejętności do bycia matką ani gotowania, ani załatwienia jakichś dokumentów czy czegoś. Nie umiała zajmować się dziećmi, wolała rozmawiać z dorosłymi ludźmi – z którymi miałaby coś do powiedzenia. Krzyczała, by ją zostawiono w spokoju. Nie czuła się zdolna do rodzenia dzieci. Nie umiała pogodzić w sobie tylu obowiązków, szpital, żłóbek, opiekunka, przedszkole, szkoła, choroby, ubrania, jedzenie, wywiadówki, rozmowy. Bała się porodu, bała się odpowiedzialności.”


a2

W lustrze:

„Była to słaba uczennica, nigdy się nie wyróżniała niczym, nie miała żadnych uzdolnień większych, taka cicha myszka, świadectwo maturalne bardzo słabe i ukryty kompleks związany z wykształceniem…nie lubiła strasznie przełożonych, nie lubiła ludzi z wyższym wykształceniem, nie lubiła szkoły…śniły się jej koszmary związane ze szkołą. Wszyscy bliscy musieli się o nią troszczyć. Jej główne doświadczenie zawodowe to była praca z mamą. Ta kobieta była typowym nieudacznikiem życiowym. Była beznadziejna, nie miała żadnej wiedzy, nie mogła porozmawiać na żaden temat, bo nie miała żadnej wiedzy, miała strasznie słabą pamięć. Zapominała wszystkiego czego się nauczyła, była biedna.”

Filip miał świadomość, że obniżenie samooceny podwyższa skłonność do łamania zasad, gdyż zachowanie moralne u osoby niemoralnej jest dysonansem. Ta podopieczna dobrze się czuła ze swoją niską samooceną, gdyż usprawiedliwiało to jej lenistwo.


c2

Z rozmów:

„Myślę, że mężczyzna jest mi potrzebny, to znaczy lubię czasami czuć jego dotyk, czuć się jak w bajce, czuć te emocje, ale czasem jest to dla mnie zwykłym ćwiczeniem fizycznym, które wcale nie wyraża zjednoczenia., które jest szukaniem przyjemności i daleko mu do zrozumienia. Nigdy nie miałam zjednoczenia ze zrozumieniem.

Wczoraj naprawdę wariowałam w dniu 31 urodzin. Myślę, że jest jakieś powiązanie między stereotypem ważnych i uznanych ogólnie za ważne dni np. sylwestra, urodzin, imienin, walentynek, a uczuciami, jakie się rodzą w nas w te święta. Wymogi społeczne narzucają na jednostkę pewne rytuały, których nie odprawienie kończy się chandrą lub załamaniem nerwowym. Dlatego NIE LEKCEWAŻ STEREOTYPU dla swojego własnego dobra psychicznego. Staraj się w tych dniach dopasować do odgórnie narzuconych Ci przez społeczeństwo zachowań…jeśli tego nie zrobisz poniesiesz emocjonalną karę. Wprawdzie jest to jak tresura lecz tak działają już pokolenia.

Drugą rzeczą jest przymus wewnętrzny, który odzywa się w nas zawsze wtedy, gdy coś dobrego uda nam się zrobić – do zakomunikowania tego światu. Zobaczcie wszyscy – udało mi się. Niechęć do dyskrecji czasem może nawet iść w drugą stronę – wyjawiania nie tylko swoich dokonań i zalet ale też swoich wad…wtedy może być jeszcze bardziej szkodliwa…

Wyrzucanie z siebie swoich myśli bez powodu jest niemile widziane, nawet już w internetowym – anonimowym świecie i nazywane spamowaniem.Jeśli ktoś ma potrzebę wyrażania swoich myśli musi założyć bloga. No i poinformować wszystkich o jego istnieniu. Dyskrecja przestała być w modzie już dawno. Szerzy się samochwalstwo, próżność, gadulstwo.Stereotyp jest taki – jeśli nikt Cię nie słucha tzn że nie istniejesz. Dla nieśmiałych ludzi to szczególnie jest bolesne.”


W lustrze:

„Zachwycała się mężczyznami, po prostu, ich osobowościami. Lubiła kolekcjonować mężczyzn, poznawać ich osobowości badać. Była związana z psychologią, to była osoba, która miała kontakt z psychiatrą, z psychologiem, analizować, wyciągać wnioski, typowa osoba, która podchodziła do świata badawczo, ona nie umiała się zaangażować uczuciowo, ona po prostu badała, podchodziła do wszystkich jak do przypadku odrębnego i zachwycała się tym jakby oglądała obrazy, analizowała swoją psychikę i psychikę innych i patrzyła pod względem psychologicznym na świat. Miała na wszystko gotową odpowiedź, oczywiście wszystkie mechanizmy obronne znała itd. I po prostu była taka analizująca. Tylko to miała – swoją widzę psychiczną, wiedziała, że nie ma idealnych ludzi i nie umiała się zakochać, bo znała wszystkich wady i zalety, uwarunkowania i zawsze pytała ludzi w rozmowie jakie miał rodzeństwo, a jeśli młodsze to znaczy, że odpowiedzialny, jeśli starsze tzn że jest rozpieszczonym bachorem. Kierowała się schematami myślowymi i stereotypami. Zawsze zwraca uwagę na temperamenty – czy choleryk czy flegmatyk. W każdym temperamencie widziała różne wady. Szukała kogoś podobnego do siebie w sensie temperamentalnym ale właściwie nikogo takiego nie umiała znaleźć, bo nie spotkała w swoim życiu nikogo, kto by tak podchodził do ludzi i do świata.”

Filip wiedział, że niemoralne czyny wywołują silny niepokój, bo sugerują, że przekonanie, że jest się dobrą osobą to złudzenie. Podopieczna zaś bawiła się mężczyznami i ich uczuciami.
Jeśli ofiara jest zła i zasłużyła na krzywdy poczucie dysonansu łagodnieje, więc kobieta przypisywała ofierze złe cechy, które nakazywały jej niezwłoczne porzucenie partnera. W ten sposób nigdy nie mogła utrzymać stałego związku, a jednocześnie nie widziała w tym swojej winy, lecz winę mężczyzny.


e2

W lustrze:

„To była strasznie próżna materialistka, która myślała tylko o tym by znaleźć faceta, bogatego, z mieszkaniem, który będzie dawał jej kwiaty, który będzie o nią zabiegał. Który będzie spełniał wszystkie jej zachcianki, który będzie 24 godz na dobę do jej dyspozycji. Chciała mieć zapewniony dobry byt, romantycznego męża, chciała mieć to wszystko by się chwalić przed innymi. Właściwie wszystkie relacje, które zawiązywała tylko po to aby się nimi chwalić. I właściwie musiał mieć wszystko w tej relacji, chciała żeby facet wyglądał dobrze, żeby pasował do niej, żeby dobrze wyglądała z nim na spacerze. Traktowała mężczyzn jak towar, do pokazania się. Wszystko co było związane z tym facetem używała do chwalenia się, po pewnym czasie po prostu faceci wymiękali, bo nie byli w stanie być w cieniu, być towarem, którym ona się chwali przed innymi jak nową sukienką”.


g2

Z rozmów:

„Daleko za jasnym morzem na horyzoncie myśli wśród słonecznych zórz istniała ciepła kraina myśli, w których tak trudno stać się sobą, wszystkie słowa i zdarzenia nie łączyły się w jedną całość ale chaotycznie rozmijały się, nie dały ująć, bo były tylko złudzeniem. Swaci jak czarownice na łysą górę się zlatywali helikopterami, by potem rozgrywać na szachownicy życiami ludzkich ofiar.

Trudno jest napisać coś co ma sens, do tego potrzeba cierpliwości, skierować swoją myśl w jednym kierunku na jakiś obraz, pomysł, analogię, wychwycić z tego samo sedno i stworzyć dzieło, które ktoś przeczyta to jest coś bardzo trudnego. Ale z drugiej strony miałam wrażenie, że ja po prostu potrzebuję tworzenia. Że to jest jedyna rzecz, która może mnie w jakiś sposób zaspokoić, wyrażanie swoich myśli, wyrażanie swoich uczuć. Nie odpowiedzialność ale wyrażanie siebie. Nie wychowywanie dzieci, nie gotowanie obiadków, nie uprawianie nawet seksu ale wyrażanie swojej duszy, tych zakamarków, tych powiązań, tego co jest proste.

Chciałam napisać książkę ale zawsze kończyłam na pierwszym rozdziale przeważnie, różne książki, bo miałam pomysły ale nie miałam pomysłu na kolejne rozdziały tylko na pierwszy. Po prostu miałam jakiś pomysł, którego nie umiałam rozwinąć, to były takie iskry.

Więc potem pomyślałam, że będę pisać wiersze, ale to też zależało od nasilenia emocji, bo wiersze to takie ładunki silne emocjonalne, które domagają się ujścia z mojej głowy i same tak jakby szukają słów, żeby to ujście znaleźć.

Też mam świadomość, że mało jest osób, które lubią słuchać monologów, tym bardziej jeśli ten monolog jest o innej osobie, jeśli nie jest o nas samych. Można powiedzieć, że jest trochę ludzi, spotkałam na forum ludzi, którzy wydaje się, że mówią sami do siebie, że mówią do ściany, że jest taka potrzeba dialogu z samym sobą, może też kreowania różnych fantastycznych światów, uciekania w te światy. Być może to należy do domeny introwertyków albo twórców po prostu.

Chciałam przetrwać ale też chciałam odnaleźć Boga. Chciałam wiedzieć, że gdzieś po drugiej stronie tego życia, które może być dwudziestoma latami leżenia bez mycia się, bez wychodzenia z domu, że po tych dwudziestu latach można nagle otworzyć oczy i zobaczyć Boga, i wiedzieć że te wszystkie myśli, które się wyraziło, one po prostu były formą kochania samego siebie – że to jest też forma powołania.

I często jest tak, że ktoś szuka swojego sposobu, bycia, życia, wyrażenia się, niektórzy się wyrażają przez malarstwo, niektórzy się wyrażają przez pracę, niektórzy się wyrażają przez różne odpowiedzialności. Gdybym stworzyła świat fantazji, nadała mu bohaterów, jakąś fabułę, scenerię, wyciągnęła kilka mądrych wniosków, to by było o wiele ciekawsze od monologu prawda ? Ale po co komplikować to, co i tak dla wielu jest niezrozumiałe.

Dużo osób pisze blogi, też jako formę terapii…ale myślę, że tak naprawdę ja też potrzebuję aby każda moja myśl była doceniona. Nie chcę aby ludzie docenili we mnie to, że urodziłam dziecko, że jestem dobrą matką…chociaż też. bardzo tego pragnę, żebym została doceniona…jest we mnie taka potrzeba, może jak w każdym człowieku ale chcę być doceniona jako kobieta, chcę być doceniona jako człowiek, jako istota, która jest odrębną jednostką, która jest odrębnym, specyficznym człowiekiem, chcę być doceniona ze swoimi wadami i ze swoimi zaletami.

Tak jakby sama sobie nie wystarczam, mogę tak siedzieć godzinę, dwie, gadać pierdoły, nagrywać to, nawet wymyślać sobie tysiące światów ale jeśli ktoś tego nie przeczyta to będę nikim.”


W lustrze:

„To była wielka artystka, która pisała wiersze, książki i marzyła tylko o poecie, kiedyś przeżyła wielką miłość, kiedyś pisała z nim wspólnie wiersze metodą, wers on, wers ona i od tamtej pory to była jej wielka niespełniona miłość, od tamtej pory nie umiała się zakochać, bo nikt nie umiał jej powtórzyć takiego przeżycia jakie dał jej tamten chłopak, cały czas żyła przeszłością, pisała cały czas o tej swojej miłości, żyła też swoją twórczością, żyła aby tworzyć, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Nie miała czasu na jakieś tam związki, wystarczało jej to co przeżyje oglądając, czytając twórczość innych. Ona umiała więcej przeżyć przez oglądanie, przez pisanie, przez sztukę niż mogłaby przeżyć w życiu. Dla niej życie było, monotonne, nudne i tylko tak naprawdę w twórczości znajdowała piękno i sens życia. Iskrę, która dawała jej kopa do życia.”


b3

Z rozmów:

„Kochanie samego siebie bez próby kochania innych – bez próby zasługiwania na miłość innych, na towarzyszenie ich w samotności, pomaganie w cierpieniu. Bo są takie typy ludzi, którzy jak cierpią to po prostu uciekają od innych, chcą być sami, sami ze sobą muszą poradzić sobie z cierpieniem. Za każdym razem, gdy w moim życiu pojawia się ktoś nowy, jakiś nowy człowiek, ni z tego, ni z owego wkracza w moje samotne życie, wtedy sobie uświadamiam, że…kurcze, nagle jakiś człowiek przyszedł, nagle coś mi się stało, stałam się chora, ni z tego ni z owego, nagle nie wiem…. miałam stłuczkę rowerową z kimś się zderzyłam niespodziewanie, nawet ktoś umiera. Niespodziewanie dzieją się różne rzeczy, które mi uświadamiają, że…kurcze, te moje lęki są tak bezsensowne, tak nieracjonalne, tak się mają do rzeczywistości jak pięść do nosa…mi się wydaje, że ile ja będę żyła ? sześćdziesiąt lat…ludzie umierają w wieku sześćdziesięciu lat…moja mama ma pięćdziesiąt, jak ja sobie to uświadamiam to po prostu ciarki mnie przechodzą.Bo co ja zrobię, gdy zostanę sama, z całym domem na głowie, z moją siostrą młodszą, albo i bez niej – to ja nie wiem, co by było gorsze tak naprawdę…co ja zrobię, gdy już będę wiedziała, że już nikt się o mnie nie zatroszczy, żadna osoba na tym świecie."


W lustrze:

„Chciała realizować swoje marzenia podróżnicze, realizować marzenia związane z nauką, z rozwojem, ze studiami przyszłymi w różnych kierunkach, ze studiowaniem francuskiego, z podróżami, z rozwojem ogólnym. To była osoba nastawiona na rozwój we wszystkich kierunkach możliwych, a najchętniej właśnie podróżować. Uwielbiała zdjęcia do znajomych dostawać, którzy zwiedzili świat. I w ten sposób – na realizowaniu swoich marzeń, chciała spędzić całe życie.”


d3

Z rozmów:

„I mi się wydaje, że ja na pewno bardzo bym narzekała, po prostu boję się tego – co jeśli okaże się, że jestem innym człowiekiem niż sobie wyobrażam ? co jeśli się okaże, że po prostu ja bez ludzi nie potrafię żyć ? co wtedy ? co zrobię wtedy, jeśli okaże się, że jestem kimś całkiem innym … ale będzie za późno żeby to zmienić…po prostu jest to lęk przed przyszłością, której nie znam. Co jeśli stanę w obliczu Boga i okaże się, że zmarnowałam swoje życie i będę płakać, będę cierpieć, nie będę mogła nic odwrócić, i okaże się, że miałam dużo możliwości ale ich nie wykorzystałam, co wtedy ? jeśli już na wieki zostanę uwięziona w tym poczuciu bezradności, w którym tkwiłam na ziemi, w tym poczuciu nie kochania, w tym poczuciu beznadziei, co wtedy?

A jednocześnie mam świadomość, że nie jest to proste, bo ja sama siebie nie potrafię docenić. Więc jak ktoś inny może mnie docenić, skoro ja sama nie daję sobie szansy. Wydaje mi się to niemożliwe. Bo ja nie umiem stawiać na siebie, na swoje marzenia. Stawiam na innych, że inni mnie wyciągną, postawią mnie do pionu. Stawiam na innych, że inni zainwestują we mnie, uwierzą we mnie, że dadzą mi „kopa”. Tak jak moja mama daje mi „kopa” codziennie żebym wstała, słyszę jej kroki i wiem, że muszę wstać. Takiego właśnie dopingu potrzebuję od innych ludzi, ich dobrego spojrzenia, ich docenienia."


W lustrze:

„Nie wychodziła w ogóle z domu, była w jakiejś depresji, jedyny kontakt jaki miała ze światem zewnętrznym to był kontakt przez Internet, uzależniona do Internetu, by dostawać maile i gg dawała różne ogłoszenia, nie znosiła pustych skrzynek i braku wiadomości na gg. Wychodziła tylko do pracy, spędzała czas tylko w pracy, w domu – w Internecie, albo przed TV. Była strasznie zamknięta w sobie, utrzymywała kontakty tylko przez neta, a w rzeczywistości nie spotykała się z nikim. Była strasznie ograniczona i nie miała w sobie odwagi do życia. Nie miała w sobie odwagi by żyć i nie wyobrażała sobie, że mogłaby spotkać się z kimś. Czasami się zaprzyjaźniała z kimś ale z odległego miasta – by nie musiała go odwiedzać ani on jej, to trwało może kilka m-cy, a potem się kończyło ale to właśnie było jej życie, życie w Internecie.”


f3

Z rozmów:

„Zastanawiam się co to będzie, kiedy opuszczą mnie wszyscy bliscy, kiedy będę staruszką – co wtedy ? Co mi wtedy pomoże napisana książka, kiedy nie będę miała nikogo kto by podtarł mi tyłek. Co mi pomoże urodzone dziecko, jeśli mnie porzuci, zostawi dla kogoś.

Nie wyobrażałam sobie tego jak to jest być starą, niedołężną, bo już jako młoda osoba czułam się niepełnosprawna w jakimś sensie. Wiedziałam na przykład, że nie jestem w stanie być odpowiedzialna za coś poza zwierzętami, poza rybkami czy świnką i nie szukałam zrozumienia, szukałam przetrwania.

I po ludzku się próbuję jakoś z tego wyrywać, przez szukanie właśnie mężczyzny, przez szukanie jakiegoś silnego oparcia, które pozwoli mi tu na ziemi wyjść z tej bezradności aby tam w niebie już poczuć się silną. Poczuć, że nauczyłam się. Nauczyłam się kochać, nauczyłam się wyrzekać się swego egoizmu, poświęciłam się dla swoich dzieci, dla wnuków, poświęciłam się dla pracy, dla rodziny dalszej i bliższej, dałam z siebie wszystko. Właśnie tego się najbardziej obawiam, tego, że nie dam z siebie wszystkiego i kiedyś będę musiała za to zapłacić przed Bogiem przede wszystkim ale też przed swoim własnym życiem. Że kiedyś będę musiała na przykład leżeć w łóżku jako stara kobieta i myśleć sobie, że mogłam to życie poukładać sobie inaczej ale nie poukładałam, ale nie zawalczyłam o swoje.”


W lustrze:

„Czuła się strasznie odpowiedzialna za swoją rodzinę, za swoją siostrę i mamę. Uważała, że jej życie ma polegać na tym, że ona ma służyć tym osobom. Sprzątać, dbać o to, żeby one czuły się bezpieczne. Że ma kiedyś, na starość się zaopiekować swoją matką, że ma dbać o to, żeby jej siostra nie zeszła na złą drogę. To była osoba, która czuła się odpowiedzialna za swoją rodzinę i chciała by ta rodzina była po prostu bezpieczna. Wiedziała, że ten świat jest zły, że ten świat jest niebezpieczny. Zawsze wkurzała się na siostrę, gdy ta zapominała zamknąć drzwi do domu, bo ona zawsze sprawdzała drzwi, gasiła światło i sprawdzała kurki od gazu, była takim strażnikiem domu. Opiekowała się też zwierzętami i dbała o domową harmonię. W tym świecie nie warto ryzykować niczym, najlepiej mieć zachowawczą postawę, dbać o swoja najbliższą rodzinę. Ona uważała, że jak będzie na posterunku, zawsze gotowa do pomocy mamie lub siostrze, to wszyscy będą szczęśliwi, zadowoleni i ona też. Uważała, że lepiej spożytkować swoje siły jako pomoc, ciocia czy ktoś, niż jak ma zakładać swoją własną rodzinę. Wiedziała, że samemu jest trudno w tym świecie przeżyć i że na pewno para rąk się przyda. Do czegoś tam, by komuś tam pomóc. Ona żyła chwilą obecną, nie zastanawiała się, że może zostać sama, gdy jej mama i siostra założą własne rodziny. Chciała być pomocnicą, bardziej chciała żyć życiem innych, życiem siostry, życiem mamy, żeby im pomagać, żeby ulżyć im w tym życiu. Uważała, że nie musi prowadzić swojego własnego życia, bo życie tych ludzi jej wystarczy.”


Ciąg dalszy

Podsumowując obóz Filip zauważył, że dało się wyswatać osoby, które z własnej woli zaangażowały się w działania niezgodne z wcześniejszymi poglądami, wtedy po pewnym czasie ich poglądy dostosowały się do ich czynów. Warunkiem przemiany ich światopoglądu poprzez narzucone w obozie czyny, było danie im całkowitej wolności, bez nacisków w postaci nagrody czy kary. Wynikało to z wewnętrznego przekonywania samych siebie, że to co robią musi być sensowne i ważne, skoro wkładają w to tyle wysiłku. Gdyż silnie dysonansowe byłoby jednoczesne utrzymywanie przekonania, że wkładają wiele wysiłku w coś, co jest bez sensu i czego tak naprawdę nie chcą.
Te podopieczne chciały przekonać pozostałe, że powinny podjąć podobne decyzje, co było spowodowane tym, że jeśli inni zachowają się tak jak my, to daje człowiekowi poczucie dokonania słusznego wyboru.

Natomiast zatwardziałe singielki zapamiętywały przeważnie racje związane z własnym poglądem na dane zagadnienie. Zapamiętywały takie, które umiarkowanie pasowały do ich przekonań.
Przekonania te wydawały się subiektywnie oparte o obiektywne dane. W istocie rzeczy dane były filtrowane i zniekształcone. Informacje nie pasujące do przekonań były bagatelizowane, niezauważane, lekceważone, traktowane jako mniej istotne i częściej odrzucane. Uczestniczki utrzymywały takie poglądy, które były zgodne z ich zachowaniem.

Po dokonaniu wyboru, zwłaszcza, gdy był on nieodwracalny zanikała skłonność do realistycznego oceniania alternatywy, przed którą stały. Podopieczne podkreślały zalety dokonanego wyboru i wady odrzuconej opcji.

Filip mógł być bezstronny, gdyż wiedział, że obiektywnie zawsze odrzucona opcja ma swoje plusy, a przyjęta ma minusy.

Brak komentarzy: